- Strona pocz±tkowa
- Jennifer Blake Hiszpańska serenada
- 06.Sanderson_Gil_PrzebudzenieZatoka goracych serc
- BśÂ‚ć™kitny zamek Montgomery Lucy Maud
- (ebook) Love making gu
- Cat Adams [Blood Singer 02] Siren Song (pdf)
- !Penelope Lively Fotografia
- Warren Murphy Destroyer 095 High Priestess
- William Mark Simmons Undead 1 One Foot in the Grave
- GRD0907.Lovelace_Merline_Swieta_w_Salzburgu
- Armstrong Lance Liczy sie kaśźda sekunda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MiaÅ‚y odtÄ…d nosić turbany jako symbol ich niskiej pozy¬cji spoÅ‚ecznej. NależaÅ‚o podejrzewać, że
rozmowa z ta¬kim urzÄ™dnikiem nie bÄ™dzie należeć do przyjemnych, ale niebezpieczeÅ„stwo, że
zostanÄ… rozpoznani, wydawaÅ‚o siÄ™ niewielkie, ponieważ senor Miró zbyt dÅ‚ugo piasto¬waÅ‚
przeróżne urzędy w Luizjanie.
Być może przy odrobinie szczęścia obejdÄ… siÄ™ bez po¬zwolenia na pobyt. Kiedy dona Luisa stawi
siÄ™ u guber¬natora, spróbuje usprawiedliwić ich nieobecność. Przy pomocy swego kobiecego
wdziÄ™ku, powoÅ‚ujÄ…c siÄ™ na istotne przeszkody, na pewno zdoÅ‚a przekonać szacow¬nego
dżentelmena, aby wyznaczył jej gościom pózniejszy termin, a oni do tego czasu postarają się uporać
z tym, co mają do załatwienia.
Ciekawe, czy don Esteban powiadomił gubernatora, że przywiózł Vicente, i czy wyjaśnił mu, kim
on jest. Dona Luisa spróbuje siÄ™ tego dowiedzieć. Naturalnie zacho¬wujÄ…c przy tym najwiÄ™kszÄ…
ostrożność.
Przy obiedzie dyskutowali zawziÄ™cie, jak uwolnić bra¬ta Refugia. Baltasar uważaÅ‚, że najlepiej
przypuścić otwarty atak na dom, ale ten pomysł odrzucono jako zbyt niebezpieczny i dla Vicente, i
dla nich. Enrique
proponowaÅ‚, by zakraść siÄ™ po ciemku do domu i upro¬wadzić mÅ‚odego CarranzÄ™. Jednak wedÅ‚ug
informacji, ja¬kie udaÅ‚o im siÄ™ zebrać, Vicente byÅ‚ na noc przykuwany Å‚aÅ„cuchem do Å›ciany. Poza
tym wieczorem zjawiali siÄ™ przed posiadÅ‚oÅ›ciÄ… dodatkowi strażnicy. Charro dowo¬dziÅ‚, że należy
dostać siÄ™ do domu podstÄ™pem i zasko¬czyć don Estebana, najlepiej podczas posiÅ‚ku, kiedy
Vi¬cente mu usÅ‚uguje. Refugio byÅ‚ skÅ‚onny przychylić siÄ™ do tego pomysÅ‚u, chciaÅ‚ tylko wiedzieć,
jak Charro wprowadzi go w czyn. Jak niby zamierza wejść na teren posiadłości, nie ściągając na
siebie uwagi strażników?
- Możemy udawać trupÄ™ ulicznych artystów - podsu¬nÄ…Å‚ nieÅ›miaÅ‚o Enrique. - Poprosimy don
Estebana, żeby uczynił nam ten zaszczyt i obejrzał popis.
- Albo przekupmy żołnierzy. Niech pożyczą nam na parę godzin swoje mundury, a my pod
pretekstem, że do miasta wdarli się niebezpieczni przestępcy, zażądamy od don Estebana, aby
pokazaÅ‚ nam swoje pozwolenie na po¬byt.
- To takie niebezpieczne - jęknęła pod nosem Isabe1, dłubiąc łyżeczką w deserze. - Zbyt duże
ryzyko ... zbyt duże.
Refugio cierpliwie przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ wszystkim po¬mysÅ‚om, w zamyÅ›leniu kiwajÄ…c gÅ‚owÄ…. Zawsze
taki pew¬ny siebie, tym razem byÅ‚ bardzo ostrożny, jakby lÄ™k o los brata odebraÅ‚ mu umiejÄ™tność
decydowania.
W ciszy, jaka zaległa w pokoju, głos Pi1ar zabrzmiał bardzo donośnie.
- Dzisiaj przed dom zajechaÅ‚a kobieta - zaczęła. ¬SprzedawaÅ‚a jarzyny i zioÅ‚a. Kiedy kucharka doni
Luisy ją zawołała, tamta podjechała wozem pod kuchenne drzwi. Potem obie siedziały z godzinę,
popijajÄ…c rum. Wi¬dziaÅ‚am, jak przejeżdżaÅ‚o tÄ™dy kilka takich handlarek.
Baltasar i Enrique spojrzeli na niÄ…, po czym dali sobie znak brwiami. Charro, nie podnoszÄ…c oczu
znad talerza,
kruszył widelcem chleb. Isabel zdawała się myśleć nad czymś intensywnie.
- Moja droga, naprawdę ... - Dona Luisa odwróciła się do Pilar. - Nie rozumiem, dlaczego ...
- Niech mówi dalej - uciszył ją Refugio, patrząc z uwagą w twarz Pilar.
- WyglÄ…da na to, że nikt nie zwraca uwagi na domo¬krążców. KrÄ™cÄ… siÄ™ po ulicach i sprzedajÄ…
najróżniejsze rzeczy. Jedni zbierajÄ… stare szmaty albo ostrzÄ… noże i no¬Å¼yczki, inni reperujÄ…
dziurawe garnki. Niektórzy noszÄ… swoje towary na tacy, ale też wielu jezdzi wozami. Na ta¬kim
wozie z łatwością można ukryć jednego albo nawet dwóch mężczyzn.
Kiedy skoÅ„czyÅ‚a, podniosÅ‚a wzrok na Refugia. Po¬chwyciÅ‚ jej spojrzenie i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™
przelotnie.
- Tym razem nie mamy pod rÄ™kÄ… pÅ‚aczÄ…cego niemow¬lÄ™cia - zwróciÅ‚ siÄ™ do Pilar.
- Nie - zgodziła się. - Ale będzie ze mnie wspaniała przekupka.
- Nie ma mowy.
Liczyła się z tym, że może protestować.
- Dlaczego? - nadÄ…saÅ‚a siÄ™. - Przecież w Kordobie da¬Å‚am sobie radÄ™.
- Tak. Ale tu nie Kordoba. Don Esteban nie zrezy¬gnuje Å‚atwo z Vicente, nawet jeżeli zostanie
zaskoczony. - W Kordobie też było niebezpiecznie.
- Dobrze o tym pamiętam, i dlatego nie chcę jednocześnie pilnować ciebie i bronić własnej skóry.
Ani też rozpraszać uwagi pomiędzy ciebie i Vicente.
- Nie proszę, żebyś się mną zajmował!
- Jeżeli będziesz ze mną, nie mam innego wyjścia.
- Doprawdy, Pi1ar - wtrąciła dona Luisa. - Nie powinnaś ryzykować. Zostaw to mężczyznom.
- Mam nie mniej do stracenia niż oni - rzuciÅ‚a pół¬gÅ‚osem Pilar.
- Nie caÅ‚kiem - odparÅ‚ Refugio. - I nie mogÄ™ dopu¬Å›cić, by cokolwiek siÄ™ pod tym wzglÄ™dem
zmieniło.
- WiÄ™c mam czekać z zaÅ‚ożonymi rÄ™kami? Czy my¬Å›lisz, że po odbiciu przez ciebie brata ojczym
przywita mnie z sercem na dłoni, kiedy zgłoszę się po mój posag? - Musimy tak wszystko urządzić,
by za jednym zama¬chem odbić Vicente i odebrać twojÄ… wyprawÄ™.
- To bardzo uprzejmie z twojej strony. Ale doskonale wiem, że przede wszystkim będzie ci zależeć
na Vicente. To zresztą zrozumiałe. Więc mogłabym przeszukać dom, kiedy wy będziecie zajęci
czym innym.
- Niemożliwe. Charro odchrząknął:
- Dlaczego Pilar nie miaÅ‚aby pójść z nami? - zapy¬taÅ‚. - Przecież udowodniÅ‚a, że potrafi być
przydatna ¬zauważyÅ‚ z powagÄ…, nieco speszony.
Refugio powoli odwrócił się ku niemu.
- Bo jako przywódca nie życzę sobie. - Był wyraznie zniecierpliwiony. - Chyba że zamierzasz zająć
moje mIejsce.
W powietrzu zawisÅ‚a niewypowiedziana grozba. Char¬ro przez chwilÄ™ wytrzymaÅ‚ spojrzenie
Refugia, a potem, czerwieniąc się, opuścił głowę.
Z różnicy w tonie głosu, jakim Refugio zwracał się do niej i do Charro, odgadła, że potraktował ją z
nie¬zwykÅ‚Ä… cierpliwoÅ›ciÄ…. Jednak w tej chwili nie miaÅ‚a za¬miaru siÄ™ tym wzruszać. I chociaż ze
zdenerwowania krew szumiaÅ‚a jej w uszach, zacisnęła palce na opar¬ciach fotela i patrzÄ…c mu
prosto w szare, zimne oczy,
oświadczyła:
- W takim razie pozwolisz, że sama zajmę się swoimi sprawamI.
- Naturalnie przed pojawieniem się domokrążcy?
- Tak chyba będzie najlepiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]