- Strona pocz±tkowa
- Harry Harrison Cykl Stalowy Szczur (06) Stalowy Szczur i piąta kolumna
- Harry Harrison Bill 06 On The Planet Of The Hippies From Hell (Dav
- Baccalario P. (Moore Ulysses) Wrota czasu 06 Pierwszy klucz
- James Patterson Alex Cross 06 Roses Are Red
- James_Grippando_ _Jack_Swyteck_06_ _When_Darkness_Falls
- Diana Palmer Long tall Texans 06 Meksykański ślub
- Lensman 06 Smith, E E 'Doc' Children of the Lens
- Olivia Cunning One Night with Sole Regret 06 Tell me
- Banks, Iain Culture 06 Inversions
- Lea Sanders Kolory twojej aury
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prysznic.
- Ale Maddy, ja...
Pospieszyła do łazienki i zamknęła się na klucz. Odkręciła kurek, by
szum wody zagłuszył jej płacz. Po chwili łzy znowu zastąpiła złość. Była
wściekła, po prostu się wygłupiła.
Dobiegł ją dzwięk zamykanych drzwi. Pewnie Ed wyszedł z kabiny.
Cóż, musi wziąć się w garść i przygotować się do pracy. Gdy opuściła
łazienkę, otulona szlafrokiem, Eda nie było, oczywiście. Może to lepiej.
Może powinna zapomnieć o tym, co mu powiedziała, i udawać, że nic się
nie stało. Ed niedługo zejdzie z pokładu statku. I zgodnie z tym, co
wspólnie ustalili, więcej się nie zobaczą.
Ale przecież ona nigdy go nie zapomni. Przecież go kocha. Prawdę
mówiąc, zdecydowała się na tę pracę, żeby uciec od mężczyzn. Nie
zamierzała nawet myśleć o miłości. Tymczasem spotkała mężczyznę, w
którym się zakochała. Ale on jej nie chce. Wzruszyła ramionami z
gorzkim uśmiechem.
Nie pozostaje jej nic prócz cierpienia.
Ubrała się, ale nie wychodziła z kabiny, dopóki nie usłyszała kroków
kierujących się w stronę gabinetu. Personel schodzący z dyżuru
przekazywał informacje tym, którzy właśnie go zaczynali. Maddy wolała
spotkać Eda w większym gronie.
Kiedy zjawiła się w lecznicy, Ed rozmawiał z doktor Wyatt.
- Dzień dobry - odezwała się pogodnie. - Co słychać?
117
RS
Zobaczyła ulgę w oczach Eda, kiedy upewnił się, że Maddy
zachowuje się profesjonalnie. Oczywiście, że zachowa się profesjonalnie.
A jak miałaby się zachować?
- Sytuacja przedstawia się zdecydowanie lepiej - poinformował. - Nie
ma nowych przypadków. Ci, którzy byli w najgorszym stanie, dochodzą
do siebie, a ci, którzy się już lepiej czują, zaczynają marudzić, że nie
wolno im wyjść na powietrze. Chyba możemy sobie pogratulować.
- W takim razie czy mogłabym dzisiaj rano zająć się czym innym? -
spytała Maddy. - Trzeba zmienić opatrunki, zrobić zastrzyki. Paru osobom
chciałabym się przyjrzeć.
- Oczywiście. W tych okolicznościach łatwo zapomnieć, że mamy
tutaj pasażerów z innymi dolegliwościami.
Zdawało jej się, że Ed powiedział to z zadowoleniem. Czyżby
ucieszył się, że Maddy nie będzie pracować u jego boku? Szczerze
mówiąc, z radością wróciła do swoich normalnych zajęć. Przy okazji
mogła poświęcić kilka minut na pogawędkę z pasażerami, zamiast biegać
z wywieszonym językiem.
Większość jej pacjentów nie mogła się doczekać, kiedy zejdą na ląd.
Niektórzy byli już mocno zdenerwowani. Maddy skutecznie ich uspokoiła,
tłumacząc, że i tak szczęście im dopisało, bo nie zarazili się infekcją
pokarmowÄ….
Z upływem dnia jej nastrój wyraznie się psuł. Z początku
przypuszczała, że to z powodu Eda. Potem zaczęła się jednak zastanawiać,
czy nie dopadła jej grozna choroba. To byłoby doprawdy niesprawiedliwe.
Tak bardzo uważała, przestrzegała zasad ostrożności. Jednak nie
118
RS
dostrzegała u siebie żadnych konkretnych objawów. Po prostu czuła się
podle.
Na koniec zostawiła sobie wizytę u pani Cowley. Miała zmienić
opatrunek Robbiemu. Opatrunki chłopca brudziły się w
nieprawdopodobnym tempie.
Nie zastała Robbiego w kabinie.
- Wpadł do niego kolega, Joey, ze swoim tatą - wyjaśniła pani
Cowley. - Przyszedł spytać, czy Robbie -się z nim pobawi. A ponieważ
Robbie zaczynał się nudzić, a ja czułam się trochę zmęczona, pozwoliłam
mu iść. Potem go odprowadzą.
- Czuje się pani zmęczona? - spytała Maddy. - Chyba przestrzega
pani diety?
- Tak, mniej więcej...
Słysząc te słowa, Maddy chyba już po raz dziesiąty przedstawiła jej
niebezpieczeństwa, jakie dla cukrzyka niesie obżarstwo.
Wychodząc, oznajmiła, że pózniej poszuka Robbiego. Wciąż nie
czuła się najlepiej. Postanowiła wrócić do gabinetu i napić się wody.
Czyżby była odwodniona? Mało prawdopodobne. Może przemęczenie
objawia się u niej w taki sposób.
W chwili, gdy to pomyślała, do gabinetu wszedł Ed. Spojrzał na nią,
ściągając brwi.
- Kiepsko wyglądasz - rzekł z powagą, jak lekarz do pacjenta, choć w
jego głosie pobrzmiewała osobista nuta.
- Nic mi nie jest. Za dużo pracy, muszę chwilę odpocząć.
119
RS
- Lepiej się upewnijmy, czy przypadkiem się nie zaraziłaś. Chodzmy
do twojej kabiny, zbadam cię. - Po chwili dodał: - Potrzebna ci
przyzwoitka?
Uśmiechnęła się mimo woli.
- To chyba niekonieczne.
Udali się razem do kabiny. Maddy zauważyła, że Ed wyjął z torby
rękawiczki, a potem schował je z powrotem.
- Podczas każdego badania powinieneś mieć rękawiczki.
- Tym razem obejdÄ™ siÄ™ bez nich.
Wiedziała, dlaczego tak powiedział. Dotykanie jej teraz w
gumowych rękawiczkach byłoby czymś nienaturalnym.
- Maddy, musimy pogadać - zaczął.
Przerwała mu.
- Nie w tej chwili, zupełnie nie mam na to siły. Po prostu zrób swoje.
Dość szybko odgadła, jaki będzie wynik tych lekarskich oględzin.
- Nie dzieje się nic poważnego. W każdym razie fizycznie nic ci nie
dolega. Trochę się przepracowałaś. Organizm nie jest w stanie
funkcjonować w stałym stresie. Posłuchaj mnie uważnie. Teraz
odpoczniesz trzy godziny. Obiecuję, że ani chwili dłużej.
- Ed, jestem potrzebna.
- Sytuacja została opanowana. Obejdziemy się bez ciebie.
To nie były najmilsze słowa. Zresztą Ed szybko zdał sobie z tego
sprawę. Nic jednak nie powiedział, ona też milczała.
- Dobrze, zrobię, jak każesz - rzekła w końcu.
120
RS
Ale w momencie, gdy Ed ją opuścił, przypomniała sobie o Robbiem.
Miała go znalezć i zmienić mu opatrunek. To nie potrwa długo. Zrobi to
raz dwa, a potem się położy.
Najpierw udała się znów do kabiny pani Cowley, ale Robbie jeszcze
nie wrócił. Pani Cowley spała. Maddy upewniła się tylko, czy nie zapadła
w śpiączkę cukrzycową, po czym poszła na górę, gdzie znajdowało się
miejsce zabaw dla dzieci. Maluchami opiekowali siÄ™ wychowawcy i
rodzice. W sali panował ścisk. Sztorm nieco ucichł, ale wciąż było zbyt
zimno i wietrznie, by wychodzić na zewnątrz.
Maddy przywitała się z kilkoma osobami i rozpytywała o Robbiego.
Wszyscy go znali. Ustaliła, że bawił się z Joeyem i jego tatą, ale jakąś
godzinę temu wyszedł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]