- Strona pocz±tkowa
- Andrews Amy Medical Duo 479 Wyspa przeznaczenia
- Barbara Hannay Przeznaczenie
- 076.Młodzi Rycerze Jedi 2 Akademia Ciemnej Strony
- 152. Leigh Allison Uwierz mi, kochanie
- Gwiezdne Wojny 062 Moc Wyzwolona
- Gwiezdne Wojny 158 Przeznaczenie Jedi VII Wyrok
- James Fenimore Cooper Precaution, Volume 1
- H. Beam Piper Fuzzy Papers
- Annette Broadrick A Loving Spirit (pdf)
- Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedzialek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobra robota. Było jeszcze coś przydatnego w tym wywiadzie?
Cilghal odwróciła się najpierw w jedną, potem w drugą stronę, co stanowiło kalamariańską
formę ludzkiego kręcenia głową.
- Wydaje mi się, że to była taka żartobliwa dygresja ze strony Plo Koona, a temat nie został
rozwinięty.
- Powiedział, że mój zakon zna sposób . O kim mówił? Nie mogło chodzić o Zakon Jedi,
skoro nie znalezliśmy żadnej innej wzmianki na temat tej techniki i skoro rozmawiał z drugim
Jedi...
- Powiedziałby wtedy nasz Zakon . - Cilghal przechyliła głowę. Obeznany z jej
zwyczajami, Luke odebrał to jako gest zadowolenia z siebie. Niektóre odcienie ludzkiej mowy
wciąż sprawiały Mistrzyni trudności, nawet po tylu latach spędzonych wśród ludzi.
- Masz rację. - Luke wyciągnął z torby u pasa swój datapad i otworzył go, żeby uzyskać za
jego pomocą dostęp do archiwów komputerowych Zwiątyni. Zdał sobie sprawę z ukłuciem żalu, że
nie będzie mógł tego robić przez wiele lat, a być może już nigdy.
Przeszukał akta Plo Koona. Wiele zawartych w nich informacji już znał. W trakcie swoich
studiów gruntownie zapoznał się z dziejami swojego pierwszego Mistrza, Obi-Wana Kenobiego, a
także jego nauczycieli i powierników; Mistrz Obi-Wana, Qui-Gon Jinn, był bliskim przyjacielem
Plo Koona. Jednak archiwa Plo Koona nie zawierały zbyt wielu tropów. Nie wspominały o żadnym
innym zakonie, do którego nieżyjący od dawna Mistrz mógł należeć, chociaż Luke wiedział swoje.
ZamknÄ…Å‚ komputerowy notes.
- Podejrzewam, że miał na myśli Mędrców Baran Do. Mógł się u nich kształcić przed
wstąpieniem do Zakonu, co by oznaczało, że ten trop ma osiemdziesiąt albo sto lat. Chyba zacznę
moją wędrówkę od odwiedzin u tych mędrców. - Zmarszczył brwi. -Nie istnieją żadne informacje
wskazujące, że Jacen u nich był, ale jego podróże są kiepsko udokumentowane. Bądzmy dobrej
myśli. Szkoda tylko, że nie mam czasu, żeby prześledzić wszystkie ruchy Valina, i sprawdzić, czy
miał jakiś kontakt z mędrcami.
- Za to ja mam czas. I pełen dostęp do archiwów Zakonu.
- Nie wypada mi cię o to prosić. A jako wygnaniec mam zakaz korzystania z zasobów
Zakonu.
- Toteż nie prosiłeś. Ja sama decyduję, komu mogę udostępniać zasoby. A twój wyrok
stwierdzał, że to ty nie możesz nikomu doradzać, nie zaś, że tobie nie można doradzać.
Zaskoczony nieco stanowczym tonem Cilghal i jej jawną pogardą dla życzeń rządu
Galaktycznego Sojuszu, Luke podszedł i ujął w dłonie jej szeroką rękę.
- Czasami zapominam, że w naszej własnej uporządkowanej hierarchii mam też przyjaciół.
- Stworzyłeś ten Zakon dzięki rozumowi, a przyjaciół zdobyłeś sercem. Zakon działa,
kierując się twoimi rozkazami. Twoi przyjaciele zaś działają, kierując się twoimi potrzebami.
Drzwi się rozsunęły i ukazał się w nich Ben w swoim zwykłym czarnym ubraniu. Na
ramieniu miał zawieszoną ciemnozieloną cylindryczną torbę.
- Przepraszam. Nie chciałem przeszkadzać.
Luke pokręcił głową.
- Nie przeszkodziłeś. Właśnie kończyliśmy omawiać pewną sprawę. Zmigacz gotowy?
- Gotowy.
- No to jedzmy na dół.
- Nie, na górę.
Luke uniósł brew, przyglądając się synowi.
- Zdaje się, że poleciłem ci przygotować śmigacz w dolnym hangarze.
- Owszem, ale dostałem nowe rozkazy.
- Od kogo?
- Od Mistrza Hamnera.
Luke westchnął. Kenth mógł chociaż zaczekać, aż Luke opuści budynek, zanim zaczął
uchylać jego polecenia.
- A więc idziemy.
Turbowinda powiozła ich w górę i ku zaskoczeniu Luke a - bo pochłonięty rozmową z
Cilghal nie zwrócił uwagi na to, co Ben polecił urządzeniu sterującemu - zatrzymała się na
poziomie Wielkiego Holu.
Cała trójka znalazła się wśród tłumu istot; rozmowy, prowadzone ożywionym tonem, nagle
ucichły.
Można było odnieść wrażenie, że zebrali się tam wszyscy Jedi, jacy przebywali na
Coruscant, i niektórzy obecni właśnie w okolicznych układach gwiezdnych, jak również liczni nie-
Jedi. Wiele twarzy było smutnych, na niektórych widać było ślady łez, a wśród tych, którzy
zachowywali właściwy Jedi spokój, wyczuwało się nastrój smutku i rezygnacji.
- Chyba nigdy nie widziałem tylu brązowych płaszczy w jednym miejscu - wyszeptał Ben. -
To jak sala wystawowa najnudniejszej fabryki tekstyliów na świecie.
Luke stłumił chichot.
- Cicho bÄ…dz - mruknÄ…Å‚.
Podszedł do nich Mistrz Hamner, więc Luke zrobił krok nasi; przód i wyciągnął do niego
rękę.
- Kenth, to był twój pomysł? - zapytał.
- Leii, mój, wszystkich członków Rady i wielu innych. Niektórzy chcieliby ci coś przekazać
i pewnie zrobią to osobiście, kiedy będziesz przechodził przez hol, ale jest pewna rzecz, którą
chcemy przekazać ci wszyscy. - Kenth położył rękę na ramieniu Luke a i obrócił go w kierunku
odległego głównego wejścia. Drugą ręką wskazał na rzesze Mistrzów Jedi, Rycerzy Jedi, uczniów i
przyjaciół. - Czterdzieści lat temu w całej galaktyce istniał tylko jeden praktykujący Jedi, a Zakon i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]