- Strona pocz±tkowa
- DANIEL MC CARTHY, ON THE SHAPE OF THE INSULAR TONSURE
- Carpenter Leonard Conan Tom 35 Conan Sobowtór
- Giordano Bruno De l’infinito, universo e mondi
- LA Banks Huntress 10 The Darkness
- Harrison_Harry_ _Narodziny_Stalowego_Szczura
- Nicola Cornick 01 Cudowna przemiana
- isaac asimov pozytronowy czlowiek
- Jack vance Tschai 2 Servants of the Wankh
- J.A. Saare Dead, Undead, or Somewhere In Between tśÂ‚um. nieof(1)
- Alfred Assollant NiezwykśÂ‚e choć‡ prawdziwe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lyon poczuł, że serce podeszło mu do gardła na wzmiankę o zdjęciach. Nie dał
jednak niczego po sobie poznać.
- Może napijesz się piwa? - zaproponował staremu.
Nieznajomy rozejrzał się dokoła. Jakaś iskra pojawiła się w jego oczach.
- 69 -
S
R
- Wyprowadzasz się? - spytał.
- Taa. Chciałbym się przenieść - powiedział znudzonym głosem.
- Do domu?
W głowie Lyona zapaliło się światełko ostrzegawcze. Ten stary za wiele
wiedział.
- Do domu? - powtórzył.
- Lawlessów - powiedział stary. - Pewnie też nazywasz się Lawless.
- Myślałem, że Lawless nie żyje - powiedział naiwnie Lyon.
Mężczyzna wahał się przez chwilę, a potem wyskoczył z łódki bardzo
sprężyście, zważywszy na jego wiek, i przywiązał ją do drzewa.
- Maggie z urzędu skarbowego mówiła, że pytałeś o ziemię Lawlessów -
powiedział stary. - I że nie chciałeś zapłacić za dom. Mówiłeś, że musisz go obejrzeć.
Lyon nie wiedział, co powiedzieć.
- Jesteś drugi - poinformował go stary. - Tyle że ten pierwszy w ogóle się nie
pojawił. Jego sekretarka dzwoniła do mojego biura.
- Do biura? - powtórzył ze zdziwieniem Lyon.
Nie przypuszczał, że ten stary ma biuro. I po co mu uaktualnione mapy bagien?
- Zdaje się, że mówiłeś coś o piwie - zauważył nieznajomy.
Lyon rozejrzał się wokół. Gdzie może być to piwo? A tak, w łódce. Dobrze
przynajmniej, że zostawili je na wierzchu. Na wypadek gdyby im się chciało pić.
- Już, zaraz - powiedział, zbliżając się wolno do swojej łódki.
Jego ruchy nabrały sprawności. Nie chciał pokazać staremu, w jakim jest stanie,
chociaż nie potrafił też ukryć klamry. Starał się mieć go cały czas na oku, żeby w razie
czego móc skorzystać z pistoletu.
Lyon wręczył nieznajomemu puszkę. Ten wziął ją, a następnie wskazał pistolet.
- Czy to dobre na węże? - spytał.
- Mam nadzieję - odparł Lyon. - Jak do tej pory nie musiałem z niego korzystać.
W jego głosie zabrzmiała grozba. Miał nadzieję, że stary dobrze ją odczyta.
Nagle usłyszał szmer w krzakach za sobą i po chwili ni z tego, ni z owego
wyszła z nich Jasmine. Stary natychmiast uchylił kapelusza i uśmiechnął się do niej.
- Proszę, proszę, nie wiedziałem, że masz ze sobą panienkę, chłopcze.
- 70 -
S
R
Lyon chrzÄ…knÄ…Å‚.
- A tak, to jest Jasmine - przedstawił ją. - Jasmine, to jest pan... Przepraszam,
nie dosłyszałem nazwiska.
Stary parsknął śmiechem.
- Ludzie tutaj nazywają mnie Zębaczem - powiedział. - Ale nazywam się
Webster, Wilburn W. Webster.
Wilburn W. Webster znalazł dla siebie najbardziej suche miejsce i przysiadł na
nim, wcale się nimi nie przejmując. Lyon i Jasmine zastanawiali się, co robić dalej. W
końcu Jasmine wzięła sobie jeszcze jedno piwo i usiadła nieopodal pana Webstera
Patrzyła na niego z wyrazną fascynacją. Lyon żałował trochę, że nigdy nie
spoglądała tak na niego.
- Pan jest stąd, prawda? - Stary skinął głową. - Założę się, że zna pan różne
ciekawe historie związane z tymi bagnami. I z ludzmi z miasteczka - dodała po chwili.
Nieznajomy pociÄ…gnÄ…Å‚ Å‚yk piwa. Zainteresowanie Jasmine wyraznie mu
pochlebiało.
- No, wie siÄ™ co nieco.
- Na przykład, co? - Jasmine wlepiła w niego swoje wielkie oczy.
- No, choćby o starym Lawlessie - powiedział.
- Lawlessie? - powtórzyła.
- Taa, to krewny twojego chłopaka - ciągnął stary. - Zmarło mu się niedawno i
zostawił te ziemie rodzinie.
Jasmine pokiwała głową. Lyon mówił jej przecież, że odziedziczył te ziemie.
- No więc stary Lawless, Squire Lawless, to była ciekawa figura - powiedział
stary. - Dziwak. Potrafił miesiącami siedzieć na tych bagnach i nikomu się nie
pokazywać.
- To zupełnie tak jak Lyon! - wykrzyknęła Jasmine.
- Masz na imię Lyon, chłopcze?
- W zasadzie Daniel - odparł Lyon, chociaż chętniej odrzekłby, że to nie jego
sprawa.
- No więc stary Lawless znał te bagna jak własną kieszeń. Podobno miał tu
najpierw bimbrownię, która pochodziła jeszcze z czasów prohibicji. Początkowo
- 71 -
S
R
pędził bimber, ale taki dobry, z różnymi korzeniami i trawkami, że wszyscy tutaj po
niego przyjeżdżali. Podobno nawet jeden sędzia kupował ten bimber na ślub córki.
Stary zaśmiał się do siebie, pociągnął piwa z puszki i kontynuował opowieść:
- No, a potem Lawless wykupił koncesję i robił alkohol już legalnie. Był chyba
bardzo bogaty, chociaż żył jak dziad. Nie zależało mu na pieniądzach. Dawał temu,
kto potrzebował. Ludzie w miasteczku chcieli mu nawet postawić pomnik, ale dewotki
na to nie pozwoliły. To się nie godzi, powtarzały. To się nie godzi. Głupie krowy!
W ten sposób Webster określił również swój stosunek do pobożnych pań z
miasteczka.
Jasmine nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Chłonęła każde słowo
starego. %7łałowała przy tym, że nie ma małego magnetofonu. Myślała jednak, że uda
jej się zapamiętać ogólny zarys tej historii.
Już całe słońce pokazało się na niebie. Ziemia wciąż parowała. Jasmine czuła
ucisk w żołądku. Nie jadła przecież śniadania, a już był czas na lunch. Nieważne, zje
kiedy indziej.
- No a co się stało z Lawlessem? - dopytywała się. Stary pokiwał głową.
- No cóż, zmarło mu się - powiedział. - Niektórzy twierdzą, że zatruł się
własnym bimbrem. Inni, że zaszczuli go jacyś bandyci, co chcieli haraczu. Lawless po
dobroci dawał wszystkim, ale jak ktoś czegoś żądał, to pokazywał mu figę.
- To ciekawe - powiedziała Jasmine. - Nikt tego nie sprawdził?
Stary, który z wdzięcznością przyjął kolejne piwo, tylko wzruszył ramionami.
- A kto by tam sprawdzał - mruknął. - Pochowali go na bagnach, bez pompy,
tak jak chciał.
Jasmine wzdrygnęła się na te słowa.
- To znaczy, że leży gdzieś tutaj?
- Parę kilometrów stąd - wyjaśnił stary. - Jak będziecie w domu, to możecie
zajść na grób.
Lyon nie wiedział, czy chce odwiedzać jakiekolwiek groby. I czy takie
odwiedziny nie sprawią, że doczeka się własnego grobu.
- O, tak, będziemy musieli to zrobić - powiedział, chcąc włączyć się do
rozmowy.
- 72 -
S
R
- To wspaniała historia - powiedziała Jasmine.
Lyon wcale tak nie myślał. Dla niej to była tylko opowieść, a on dowiadywał
się czegoś o swojej rodzinie. Kumple z FBI pospadaliby ze stołków ze śmiechu, gdyby
dowiedzieli się, że jego daleki krewny był bimbrownikiem. Zwłaszcza że wiedzieli, iż
miał rodziców alkoholików.
- Robi się pózno - zauważył.
Jasmine i stary spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]