- Strona pocz±tkowa
- Harry Turtledove War Between the Provinces 01 Sentry Peak
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- Harry Adam Knight Fungus
- Harry Harrison Bill 06 On The Planet Of The Hippies From Hell (Dav
- Harry Harrison Bill 07 The Final Incoherent Adventure
- Harrison Harry Planeta Smierci 05
- Harry Harrison Stalowy szczur 02 Stalowy Szczur
- Harry Harrison Cykl Stalowy Szczur (06) Stalowy Szczur i piąta kolumna
- Christie Agatha Tragedia w trzech aktach
- Susan Squires Danelaw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zem. Jestem pewien, że był bardzo niezadowolony, że zabrałem mu jego wózek.
A w pobliżu nie było zbyt wielu twierdz, gdzie można by go ukryć. Nadszedł czas
działania. Ruszyłem na mojej szachownicy wieżę i powiedziałem:
Twierdza tego głupka, Capo Docci, jest nie więcej niż o pięć godzin drogi
stÄ…d, zgadza siÄ™?
Pięć godzin, albo cztery forsownym marszem.
Dobrze. Więc rozważ to, co teraz powiem. Zaatakował cię, gdy byłeś
z większą częścią armii daleko stąd. Jego ludzie uszkodzili most i część twier-
dzy. Zanim będziesz znów mógł wyruszyć, żeby go zaatakować, musisz najpierw
dokonać napraw i być może, wynająć więcej żołnierzy, żeby coś podobnego nie
mogło się powtórzyć. Zgadza się?
Siorbnął łyk wina i spojrzał na mnie znad garnca.
Tak, niech cię diabli wezmą, masz chyba rację. Roztropność. Moi
oficerowie zawsze mi ją doradzają, kiedy chcę ściąć łeb tej kreaturze, rozerwać
mu bebechy, obedrzeć go żywcem ze skóry. . .
I powinieneś to zrobić, oczywiście, piękna przyszłość przed tobą. A ja,
w przeciwieństwie do twych doradców, nie zalecałbym ci ostrożności. Myślę, że
ta bestia w ludzkiej skórze powinna zostać zaatakowana i to natychmiast.
To do niego przemówiło i ze skupioną uwagą słuchał, gdy wyjaśniałem mu
mój plan.
Zostaw twierdzÄ™ w takim stanie, w jakim jest i zabierz wszystkich ludzi.
Jeśli nam się to uda, to twoje oddziały będą tu z powrotem, zanim ktokolwiek
dowie się, że ich nie było. Ruszymy o północy cicho jak duchy zemsty, żeby
o świcie dotrzeć jak najbliżej twierdzy Capo Docci. Znam takie miejsce. Kiedy
o świcie spuszczą most, za pomocą tej nowej maszyny dopilnuję, żeby go już nie
podnieśli. Twoje oddziały zaatakują i z zaskoczenia wezmą twierdzę. Gdy tylko
ją opanujesz, możesz z powrotem odesłać tu duże siły.
Mogłoby tak być. Ale jak chcesz ich powstrzymać od podniesienia mostu?
Kiedy to powiedziałem, na twarz wpełzł mu złośliwy uśmieszek i aż podsko-
czył z radości.
Zrób to! krzyknął. A uczynię cię bogatym! Dzięki dukatom Docci,
oczywiście, gdy tylko złupię jego skarbiec.
Jesteś zbyt wspaniałomyślny dla swego uniżonego sługi. Czy mogę w ta-
kim razie zaproponować, żeby wszyscy w twierdzy wypoczęli, bo czeka ich długa
noc?
Tak, niech tak będzie. Wydam rozkazy.
158
Zaraz potem wyszedłem. Poza humanitarną troską o umęczone ciała mych to-
warzyszy miałem jeszcze inne powody, żeby chcieć, aby położyli się do swych
łóżek. Miałem do zrobienia kilka ważnych rzeczy, zanim sam będę mógł odpo-
cząć.
Narzędzia powiedziałem do Drenga, gdy go znalazłem. Pilniki, młot-
ki, coś z tych rzeczy. Gdzie mogę je tutaj znalezć?
Wsadził palec w swoje skołtunione włosy i myśląc, mocno się drapał. Opa-
nowałem chęć, żeby nim potrząsnąć i zamiast tego czekałem, aż zakończy się
ten powolny proces. Może drapiące czaszkę paznokcie pobudzały jego niemrawe
synapsy? Najlepiej było nie przeszkadzać mu w tej bioautostymulacji. W końcu
przemówił:
Ja nie mam żadnych narzędzi!
Wiem, drogi chłopcze.
Usłyszałem, jak zgrzytają mi zęby i zmusiłem się do opanowania.
Ty nie masz narzędzi, ale ktoś tutaj musi mieć. Któż to może być?
Kowal odparł dumnie. Kowale zawsze mają narzędzia.
Zuch z ciebie. A teraz, czy byłbyś łaskaw zaprowadzić mnie do tego kowa-
la?
Wspomniany osobnik był owłosiony, usmarowany sadzą, wściekły i śmier-
działo od niego kwaśnym winem.
Spływaj, karle! Nikt nie ma prawa dotknąć narzędzi Grundge, nikt.
Karle! Nie musiałem zmuszać się do tego, aby wściekle warknąć:
Słuchaj, ty plugawy flaku, to są narzędzia Capo, a nie twoje. I Capo mnie
po nie przysłał. Więc albo ja je teraz wezmę, albo mój giermek pójdzie i przypro-
wadzi tu Capo. Czy mam go wysłać?
Zacisnął pięści i warknął, ale się zawahał. Tak jak wszyscy widział, jak wjeż-
dżam z Capo do twierdzy i wiedział, że jestem jego zaufanym. Wolał nie wchodzić
swemu panu w drogę. Przemyślawszy to zaczął podskakiwać, kłaniać się i stroić
miny jak małpa.
Oczywiście, panie, Grundge zna swoje miejsce. Narzędzia, oczywiście,
wez narzędzia. Co tylko chcesz.
Odepchnąłem jego śmierdzące potem ciało i zabrałem się za przegląd nędz-
nej kolekcji prymitywnych narzędzi. Kustosz Muzeum Techniki rozpłakałby się
z zachwytu. . . !
Grzebałem w skrzyni, aż znalazłem piłę, młotek i bezkształtne skrawki metalu.
Ten złom musiał mi wystarczyć.
Wez to powiedziałem do Drenga. A ty, Grundge, możesz przyjść
rano do stodoły i je sobie zabrać.
Dreng poszedł za mną i z otwartymi ustami wpatrywał się w pojazd parowy.
Zamknij usta, zanim wpadnie ci mucha poradziłem układając narzę-
dzia. Teraz będę potrzebował mocnej torby albo jakiegoś worka mniej więcej
159
[ Pobierz całość w formacie PDF ]