- Strona pocz±tkowa
- Barker Clive Księga krwi 3
- Clive Barker Ksiega Krwi 2
- Clive Barker Ksiega Krwi 3
- Redwood Pack 5 Shattered Emotions Carrie Ann Ryan
- 67 Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i Zamek Czocha
- Catalogue Dockyard 2009 (po angielsku)
- Cruz Nicky Historia prawdziwa
- Jeff Head Dragon's Fury 1 Dragon's Breath
- Dale_Ruth_Jean_Warto_bylo_marzyc
- Gordon Korman A Semester In The Life Of A Garbage Bag v02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Można się obejść bez ludzkich rąk.
Boland zmarszczył brwi z namysłem.
- Taak, można tak to ująć - stwierdził w końcu.
Pitt pochylił się nad ramieniem programisty i przyjrzał się
wydrukom.
- Sprytne - przyznał. - Cały system można przeprogramować z
głównego komputera, który jest zapewne w bunkrze w Pearl Harbor albo w
innym równie bezpiecznym miejscu. Przydatne, gdyby nas spotkało coś
równie miłego jak załogę Lillie Marlene . Nas co prawda trafi szlag, ale
statek posłusznie zawróci i popłynie do domu w stanie nie uszkodzonym.
Ekonomiczne podejście do sprawy.
- Znasz się na tych rzeczach. - W głosie Bolanda była mieszanina
uznania i podejrzliwości.
- Można powiedzieć, że miałem przelotnie styczność z tymi
urzÄ…dzeniami.
- Widziałeś już te wszystkie cuda?
- Przynajmniej na trzech jednostkach oceanograficznych NUMA.
Wasze są bardziej wyspecjalizowane, co jest naturalne, gdyż głównym
zadaniem tego statku jest ratownictwo podwodne. Nasze urzÄ…dzenia, z
uwagi na naukową naturę poszukiwań, które prowadzimy, są trochę
nowsze.
- Moje uznanie i przeprosiny, nie doceniłem cię. - Boland podszedł
do oficera wachtowego, zamienił z nim kilka słów i wrócił. - Chodz,
postawiÄ™ ci drinka.
- Czy regulamin marynarki na to pozwala? - spytał nieco złośliwie
Pitt.
- Zapominasz, że teoretycznie to statek handlowy. - Boland
uśmiechnął się przebiegle.
- Jestem zdecydowanie za teoriÄ….
Ruszyli ku drzwiom, gdy wachtowy zameldował:
- Kamery i sensory na miejscu. Gotowe do akcji.
- Szybka robota, poruczniku. Proszę przekazać do maszynowni, że
ruszamy - polecił Boland.
- Chwileczkę - wtrącił Pitt. - Pytam z czystej ciekawości: Na jakiej
głębokości jest dno?
Boland spojrzał na niego zdziwiony, ale bez słowa przeniósł wzrok na
wachtowego.
- Poruczniku?
Oficer był już przy konsolecie sonaru, czekając na wydruk.
- Pięć tysięcy sześćset siedemdziesiąt stóp, sir - powiedział.
- Czy jest w tym coś niezwykłego? - Pytanie Bolanda skierowane
było do Pitta.
- Powinno być głębiej. Możemy sprawdzić na mapie?
- TU, sir. - Porucznik wskazał stół z blatem z mlecznego szkła,
podświetlonym od spodu, na którym rozwijał właśnie mapę. - Dno morskie
północnego Pacyfiku. Jest niezbyt dokładna, sir, bo było niewiele wypraw
pomiarowych w tej części świata.
Boland zreflektował się wreszcie i dokonał prezentacji:
- Dirk Pitt, a to porucznik Stanley.
- Dobra, Stanley - uśmiechnął się Dirk, opierając łokcie na blacie. -
Zobaczmy, co tu mamy. Jaka jest nasza pozycja?
- GdzieÅ› o wÅ‚os stÄ…d. - Stanley zrobiÅ‚ krzyżyk na mapie. - 32°10
północnej i 151°17 zachodniej.
- To znaczy, że jesteśmy nad strefą pęknięcia Fullertona - powiedział
wolno Pitt.
- Brzmi jak kontuzja piłkarska. - Boland także pochylił się nad mapą.
- Strefa pęknięcia to szczelina w Ziemi, coś jakby szew
umożliwiający ruchy tektoniczne podłoża. Takich szczelin są setki stąd aż
do wybrzeży Kalifornii.
- Ma pan rację co do głębokości, według mapy dno powinno być na
jakichś piętnastu tysiącach stóp. - Stanley podkreślił liczbę na mapie
widniejącą najbliżej ich pozycji.
- Może jesteśmy w pobliżu jakiejś podwodnej góry nie zaznaczonej
na mapie - rzekł niepewnie Dirk.
- Dno podnosi się z lewej burty. - Boland zamyślił się. - Dwieście
pięćdziesiąt stóp na milę. Nie jest to aż tak dziwne, niewielkich rozmiarów
góra może wywołać takie wznoszenie.
- Tylko że nie ma jej na mapie. - Dirk potrząsnął głową.
- Prawdopodobnie nie została jeszcze zaznaczona.
- Ale przy takim tempie wznoszenia szczyt nie może być daleko. To
twój statek, Paul, ale myślę, że należałoby to sprawdzić. Kapsuła
komunikacyjna została wysłana przez nieznane osoby po zatopieniu
okrętu, a to oznacza, że leży on na niewielkiej głębokości dostępnej dla
człowieka bez żadnych problemów.
- To brzmi logicznie - Boland przetarł oczy - ale to nie jest jedyne nie
oznaczone na mapie podwodne wzniesienie. Może ich tu być z pół setki.
- Nie możemy sobie pozwolić na zlekceważenie nawet jednego.
Boland przyglądał się w zamyśleniu mapie, po czym wyprostował się
i oznajmił:
- Poruczniku, proszę zaprogramować kurs na wznoszące się dno i
przejąć ster. Proszę też informować mnie o każdej nagłej zmianie
głębokości; będę w swojej kabinie.
Kamery i czujniki sonaru holowane były na dwóch oddzielnych
platformach. Komputer przejął prowadzenie statku i po dziesięciu
minutach Martha Ann ruszyła, kierując się na wschód. Sternik oparty o
reling palił papierosa, nie mając zajęcia - koło obracało się kierowane
niewidzialną ręką komputera. Poza operatorami aparatury sondującej
załoga praktycznie nie miała nic do roboty.
Pitt i Boland przez całe popołudnie przebywali w kabinie komandora,
regularnie odbierając meldunki o wznoszeniu się dna. Pitt zakopał się w
raportach i danych dotyczących Starbucka , Boland studiował plany
podniesienia go z dna, jeśli Martha Ann będzie miała szczęście.
Dochodziła godzina 4.30. Załoga, z wyjątkiem operatorów sprzętu
elektronicznego, rozmawiała o panienkach i seksie. Jedynie regularne
meldunki Stanleya utrzymywały pozory normalności na pokładzie. Na
statku panowała atmosfera napięcia i oczekiwania. Z rutynowymi
poszukiwaniami wraku miało to niewiele wspólnego.
O godzinie 5.00 dobiegł z głośników głos Stanleya:
- Dno podniosło się o dziewięćset stóp na przestrzeni ostatniej pół
mili!
Boland i Pitt wymienili spojrzenia i bez słowa pognali do Stanleya.
Gdy wpadli do kabiny, porucznik był pochylony nad mapą.
- Nie do wiary, kapitanie. - W jego głosie nadal było niedowierzanie.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jesteśmy o paręset mil od
najbliższego lądu, a dno wzniosło się na tysiąc dwieście stóp od
powierzchni. Nadal siÄ™ zresztÄ… podnosi.
- Niezły wynik - mruknął Pitt.
- To może być część zbocza Wysp Hawajskich - zaryzykował Boland.
- Jesteśmy za daleko, żeby mogło istnieć jakieś połączenie z
Hawajami. To stoi samo, a nie w archipelagu - sprzeciwił się Pitt.
- Tysiąc sto stóp - obwieścił Stanley.
- To jedna stopa w pionie na dwie w poziomie. - Głos Dirka był
nienaturalnie cichy.
- Jeśli tak dalej pójdzie, to znajdziemy się na mieliznie. - Boland
odwrócił się nagle i polecił wachtowemu: - Odłączyć komputer, przejść na
sterowanie ręczne.
- Jesteśmy na ręcznym, sir - zameldował po pięciu sekundach
Stanley.
- Mostek? - Komandor miał już mikrofon w dłoni. - TU kapitan, co
widać osiemset jardów przed dziobem?
- Nic, sir - odparł metalicznie głośnik. - Horyzont czysty.
- Jakieś ślady piany lub podwodnych raf?
- %7Å‚adnych, sir.
- Spytaj go o kolor morza - wtrącił Pitt.
- Mostek, sÄ… jakieÅ› zmiany w barwie wody?
- Jest bardziej zielone, sir. - Odpowiedz przyszła po krótkim
wahaniu. - Około pięciuset jardów przed dziobem po prawej burcie.
- Osiemset i nadal się wznosi - zameldował Stanley.
- Sprawy się nieco komplikują - przyznał Pitt. - Spodziewałem się, że
gdy słońce dociera do dna, kolor wody będzie jasnobłękitny. Zieleń
oznacza podwodną roślinność, a to dość dziwne.
- Wodorosty nie lubią koralowców? - spytał Boland.
- Owszem. Poza tym temperatura w tych częściach oceanu nie jest
odpowiednia.
- Mam odczyt na magnetometrze, sir - odezwał się lokowaty
blondynek siedzÄ…cy przy jednej z konsolet. - Solidny odczyt, sir.
- Gdzie?
- Dwieście jardów, namiar dwieście osiemdziesiąt stopni.
- Może być jakieś złoże - stwierdził Boland.
- Drugi odczyt trzysta jardów, namiar trzysta piętnaście stopni...
Jeszcze dwa... Cholera, ile tu tego?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]