- Strona pocz±tkowa
- Jerzy Stefan Stawiński Pułkownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- Większy niż nasze serca Kiechle Stefan
- Grabiński Stefan Nowele
- Diana Palmer Long tall Texans 06 MeksykaśÂ„ski śÂ›lub
- Grady Robyn CieśÂ„ PrzeszśÂ‚ośÂ›ci
- Harry Turtledove War Between the Provinces 01 Sentry Peak
- Longin Jan OkośÂ„ PśÂ‚onć…ca Preria
- Arthur Keri Zew Nocy 05 W objć™ciach ciemnośÂ›ci (Embraced By Darkness)
- Cartland_Barbara_Lucyfer_i_aniol
- Gordon Korman A Semester In The Life Of A Garbage Bag v02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdzieś studencka poufałość, piękne przechodzenie żartu w seks. Dawniej, bijąc się poduszkami,
turlali się po prześcieradle jak Leda z łabędziem w śnieżnej glorii piór. Teraz nawet gdy
przygładzała mu włosy, nie bawiła się już wzburzoną czupryną, tylko z irytacją przyciskała sterczące
kosmyki, by leżały jak trzeba". Gdy idąc na przyjęcie do doktora Jacka, dostrzegała pyłek na klapie
czarnej marynarki, strząsała go mocnym trzepnięciem palców. Zimny błysk polakierowanych
paznokci. Dawniej gdy mówiła: - Adh, jak ty wyglądasz... błyszczały jej oczy. Teraz kłuła go
zai/nkami ostrymi jak krawieckie szpilki - Jak ty masz zawiÄ…zany ten krawat", Jak ty masz
odprasowaną tę koszulę", Jak na tobie leży ta marynarka"... Chętnie porównywała go z doktorem
Jackiem, który, niestety, miewał coraz częściej krawaty i koszule dużo lepiej uprasowane niż on.
Gdy sprzątając mieszkanie znajdowała jakąś jego rzecz na parapecie, rzucała ją z rozmachem na
środek podłogi. - Znowu - mówiła z wyrazem udręczenia na twarzy - niczego nie kładziesz na swoim
miejscu! Ja chyba zwariuję! Chodząc po pokojach miał wrażenie, że gubi przezroczyste strzępki
skóry, które ona wściekle zbiera z podłogi na różową plastikową szufelkę (dar matki) i jak wytartą
sierść kota z obrzydzeniem wynosi do zsypu. Czasem sprzątali mieszkanie razem i to ich na parę
chwil zbliżało. Ale zawsze, gdy
137
kończyła zamiatać, dziwnym trafem wchodził piętą w kupkę kurzu. Wtedy, wyprostowana,
zaczerwieniona, w niebieskim fartuszku z białą falbanką, z włosami związanymi gumką w koński
ogon, drżąca z wściekłości, pewna, że zrobił to umyślnie, waliła szczotką w podłogę: - Dlaczego mi
to robisz? - jej usta zwężały się w grymasie rozpaczy. - Ja chcę mieć normalny dom jak każda
normalna kobieta! Czy potrafisz to wreszcie zrozumieć?
Rano ubierała się szybko, paroma ruchami palców zręcznie zapinając przy mankietach wszystkie
guziczki z masy perłowej, jakby samym teatrem energicznych gestów wytkała mu ślamazarność przy
goleniu. Włosy czesała chińską szczotką gwałtownie, mściwie, raz! raz!, aż trzaskały iskrami.
Malując usta jasnoczerwoną szminką, odwracała się tak, by w lusterku puderniczki nie widział, jak
nerwowo ściąga brwi (dawniej myślał o nich: skrzydła jaskółki"). Kiedyś lubiła, jak podglądał ją w
wannie, ze śmiechem opryskiwała go pianą, teraz mocno przekręcała zamek w drzwiach, bo - jak
mówiła - musi wreszcie po tym całym cholernym dniu wyciągnąć kopyta w gorącej wodzie".
Coraz częściej wychodziła wieczorami do koleżanek. Wracała pózno, hałaśliwie stukając na
schodach wąskimi obcasami czarno-białych pantofli. Rozbierając się, mówiła, że musi chodzić do
obcych ludzi, bo w domu nie ma z kim porozmawiać. Gdy jednak zaczynał coś mówić, roztrzęsiona,
zaciskająca pięści, z drapieżnością rozwścieczonej kotki krzyczała, że znów nie chce jej wysłuchać.
Pewnej niedzieli wróciła koło drugiej w nocy, weszła do sypialni i wyszarpnęła mu spod głowy
granatowy Jasiek. Wytrącony ze snu, półprzytomny, uderzył ją. Potargana, w porozpinanej bluzce, z
papierosem w palcach, ze szminką rozmazaną na policzkach, zalewając się łzami, skarżyła się do
rana w swoim pokoju na chamstwo" i brutalność", choć dobrze wiedziała, że zarwał przez to noc
przed ważnym spotkaniem, które mogło wiele
138
zmienić w ich życiu, bo chodziło o pracę i pieniądze. Szedł na rozmowę z rektorem półprzytomny ze
zmęczenia.
Bywały też dobre dni, gdy razem szli na łąki za osiedlem. Pogodna, nucąca coś pod nosem, zrywała
łubiny i polne maki, ale nawet na spacerze słowo znowu" nie schodziło jej z ust. Znowu zaciąłeś
się przy goleniu...", Znowu nie zapiąłeś płaszcza...", Znowu się przeziębisz...". Jego winy nabierały
nowego charakteru. Stawały się permanentne.
Gdy zachorował na grypę, nie wzięła zwolnienia; zresztą miała rację, mogła stracić pracę. Leżał w
przepoconej pościeli, potargany, z wysoką gorączką, kaszląc na cały dom jak biblijny Aazarz w
zaduchu grobowej krypty. Po powrocie ze szkoły czule przywitała się z psiną, piękną jamniczką o
imieniu Happy", ucałowała wilgotny pysk jasnobrązowego maleństwa" i tuląc do piersi psią
głowę, znad psiego ucha zapytała rzeczowo: - Odgrzać ci rosołu? Wziąłeś makrocyklinę? Chcesz się
czegoś napić? Kubek z parującą malinową herbatą fix postawiła na stoliku przy łóżku mocno, aż
zabrzęczała wetknięta łyżeczka. -Jak tu duszno... - westchnęła, rozglądając się po pokoju - a gdy
powiedział, że może otworzyć okno - Nie - odpowiedziała, wspaniałomyślnie skazując siebie na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]