- Strona pocz±tkowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 03 Tajemnicza gwiazda
- 387,_DUO_Metcalfe_Josie_ _Rozdzina_ze_snow
- Wiek niewinnoÂści(1)
- Szarada Hawksley Elizabeth
- Jane Lindskold Firekeeper Saga 1 Through Wolf's Eyes
- Joanna Chmielewska BuśÂ‚garski bloczek
- GR582. (Duo) Banks Leanne Jego WysokośÂ›ć‡ pan doktor
- BiaśÂ‚ośÂ‚ć™cka Ewa 03 PiośÂ‚un i miód
- Dziennik Ustaw nr75
- Brian Kavanagh Capable of Murder (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebę, by powiedzieć temu rudemu chłopakowi, że jej ojciec był u nich
wyższym urzędnikiem państwowym, matka pielęgniarką, a dziadek
właścicielem apteki. Chciała powiedzieć to tak głośno i wyraznie, żeby
usłyszał to i on, zanim jeszcze wyszedł na te swoje badania. Niechby
wreszcie pojął, jakie ma szczęście, że trafiła mu się dziewczyna z takiej
dobrej rodziny i że zgodziła się podjąć tę nędzną grę, jaką jej narzucił. To
było wbrew jej wychowaniu, jej zasadom, jej... u nich nikt tak nie
postępował. Chciała, żeby wiedział, że jest od niego lepsza, lepsza w
rozumieniu ludzi starszych, wyznających pewną hierarchię wartości, że
pochodzi z rodziny godnej szacunku. Jego
268
Linia Centralna
ojciec pracował w Zakładach Ceramicznych, tylko tyle wiedziała.
Ożenił się oczywiście dla pieniędzy, dlaczego niby nie, był taki przystojny.
Każda rodzina z radością powitałaby takiego zięcia. Czy jej rodzicom też
przypadłby do gustu? Tak, ojciec by go podziwiał, matka może coś by tam
marudziła na temat jego pochodzenia, ale też by go zaakceptowała.
Oczywiście chętnie dałaby mu do zrozumienia, że nie robi im żadnej łaski
i nie mają powodu padać z wdzięczności na kolana, że to on powinien
docenić fakt, iż wchodzi do ich rodziny.
Lisa powróciła do rzeczywistości i znów spojrzała na chłopca.
- Nie za dobrze się czuję - powiedziała, pragnąc wytłumaczyć jakoś, że tak
stoi i wpatruje siÄ™ w niego nieprzytomnie.
- Kochanie, może pani usiądzie? - zaproponował jej życzliwie, podsuwając
stołeczek. Wyglądał na zmartwionego. Może nawet był nieco speszony?
Jego klientka okazała się wariatką. Lisa była przekonana, że tak właśnie
pomyślał.
Nalał jej słodkiej kawy z małego, pomarańczowego ter-mosa. Sącząc
napój, sponad brzegu kubka spoglądała na hotel. Czy istniało jakieś
prawdopodobieństwo, żeby on wyjrzał przez okno i ujrzał ją tu, na tym
stołku, z kawą? Czy zaniepokoiłby się i popędził na dół, żeby się
dowiedzieć, czy nie jest jej słabo? I co ona by mu wtedy powiedziała? Ale
czując, jak od słodkiej kawy robi jej się ciepło w środku, sama sobie
odpowiedziała. Nie, on na pewno nie będzie wyglądał za nią przez okno.
To ona robiła takie rzeczy, nie on. To ona w domu wyglądała wieczorami
przez okno, z nadzieją że go zobaczy, jak wraca do domu. Jeśli zdarzało
się, że sama wracała pózniej, zastawała go zawsze czytającego gazetę albo
oglądającego telewizję. Nigdy nie stał przy oknie, więc teraz też na pewno
nie patrzył na dół.
- Bardzo dziękuję, już mi dużo lepiej - odezwała się do rudowłosego
chłopaka.
Linia Centralna
269
- Ale wciąż wygląda pani na roztrzęsioną, kochanie -odpowiedział.
- Mogę tu jeszcze chwilę posiedzieć? - zapytała, bardziej żeby sprawić mu
przyjemność, niż aby rzeczywiście tego potrzebowała. Lisie wydawało się,
że chłopak chciałby zrobić jej jakąś przysługę. Miała rację, był
zachwycony. Przesunął trochę stołeczek, żeby mogła oprzeć się o
ogrodzenie, i zapalił jej papierosa. Potem zajął się parą Amerykanów i
sprzedał im makatkę z Big Benem.
- Jak wrócą do siebie, to pewnie nie będą już nawet pamiętali, w jakim
mieście jest Big Ben - zaśmiał się. Powiedział jej, że nie za bardzo ceni
Amerykanów. Skandynawo-wie są ludzmi wykształconymi, Amerykanie
nie. Zapytał ją, czy długo pobędzie w Londynie.
- Mój mąż wybiera się dzisiaj na Harley Street na badania - odpowiedziała
po prostu. - Wszystko będzie zależało od tego, co mu tam powiedzą.
Myślę jednak, że zostaniemy tu z tydzień.
Mówiąc to, zastanawiała się, czy przypadkiem teraz, w wieku trzydziestu
pięciu lat, nie zaczyna popadać w obłęd. Niektórym się to zdarzało;
zaczynali opowiadać przeróżne, wyssane z palca historie, z czego na
początku nikt nie zdawał sobie sprawy; no a pózniej musieli się już leczyć.
- Dziś, w sobotę, na Harley Street? - podchwycił z rozbawieniem rudy
chłopak. - Bardziej prawdopodobne, że umówił się z dziewczynką. Dziś
na Harley Street nie uświadczy się żadnego lekarza. Lepiej miej swojego
starego na oku, kochanie, na pewno poderwał sobie jakąś blondynkę.
Uśmiechnął się łobuzersko, był wesoły i pełen życia. Przeważnie lubił
ludzi, z którymi się stykał, taki już był. Ona nie musiała mu się wcale
specjalnie podobać, to że mówił do niej kochanie", nic jeszcze nie
znaczyło. Takich kochań" przewijały się tu tłumy, zresztą i facetów też
traktował bezpośrednio i z sympatią.
270
JLinia Centralna
- To możliwe - odpowiedziała. - Całkiem możliwe.
Rudy chłopak chyba się przestraszył. Pewnie znowu musiała wyglądać,
jakby była niespełna rozumu; pewnie zaczynał żałować, że okazał jej tę
drobną uprzejmość.
- W takim razie coś z nim jest nie w porządku - stwierdził. - Mając taką
śliczną żonę, z którą żadna blondynka nie ma się co równać! Nie, jeśli
powiedział pani, że idzie do lekarza, a siedzi gdzieś w parku z blondynką i
trzyma ją za rączkę, to koniecznie powinien zbadać się na głowę.
Jego twarz miała w sobie pewną przejrzystość, jak powierzchnia wody.
Była to twarz prostoduszna, o szeroko rozstawionych, bladych oczach.
Kogoś o takiej twarzy nie stać było na przewrotność i fałsz. Nie potrafiłby
z uśmiechem opowiadać, że musi iść na badania, gdyby to nie była
prawda. Nie byłby w stanie udawać zakłopotania, mówiąc, że jego
małżeństwo było smutną pomyłką i lepiej o nim nie wspominać, podczas
gdy w rzeczywistości jego żona oczekuje dziecka, a małżeństwo może uda
się jeszcze wskrzesić.
- Jest pan żonaty? - zapytała go.
- Nie, kochanie, nie spotkałem jeszcze damy, która byłaby mnie warta -
odparł.
- Ja też nie jestem mężatką - powiedziała Lisa.
Było jej wszystko jedno, co pomyślał. Starała się nie dostrzegać grymasu
zdziwienia i zniecierpliwienia, jaki przemknÄ…Å‚ po jego bladej,
przezroczystej twarzy. Właśnie ze względu na tę jego twarz zdecydowała
się powiedzieć mu prawdę, mimo że ich przelotna znajomość wcale tego
nie wymagała.
Wstała, złożyła stołeczek i uważnie oparła go o ogrodzenie.
- Dziękuję, naprawdę czuję się już o wiele lepiej. Może jeszcze tu wrócę i
coś od pana kupię - rzekła.
- Bardzo proszę, kochanie - odpowiedział chłopak z ulgą, że
odchodzi. Wyczuła, że nawet tutaj siedziała już za długo, za dużo mówiła,
okazała swoją słabość i zależność. Czy kiedykolwiek miało się to
skończyć?
Linia Centralna
271
W pobliżu było wejście do parku, więc weszła. Trawa pożółkła, bo od
dawna nie było deszczu. Musiało być wiele takich pięknych dni.
Przyglądała się ludziom. Nie zauważyła żadnych uczestników konferencji,
tam od nich nikt jeszcze nie przyjechał, nie musiała się obawiać, że ktoś ją
zobaczy. Przy całej jego dbałości o zdrowie to śmieszne, że wcześniej nic
nie mówił o tym badaniu. I dlaczego na karteczce dołączonej do kwiatów i
owoców napisane było: Państwo"? Musiał już wcześniej uprzedzić, że
przyjedzie z żoną. Nawet pokój dostali od razu z podwójnym łóżkiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]