- Strona pocz±tkowa
- McAllister Anne Światowe Życie Duo W blasku fleszy
- Morgan Sarah Medical Duo 475 Ponowne zaręczyny
- GR582. (Duo) Banks Leanne Jego Wysokość pan doktor
- Campbell Judy Medical Duo 475 Życz mi szczęścia
- 387,_DUO_Metcalfe_Josie_ _Rozdzina_ze_snow
- 1009. Wylie Trish Szmaragdowa wyspa
- Wyspa namiętnoœci
- Lori Foster The Winston Brothers & Visitation 7 of 12 Fantasy
- Paradise Island Hilary Wilde
- Andrews Amy Medical Duo 479 Wyspa przeznaczenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miała ochotę je schować. Wróciła jednak do obserwacji. Zafascynowana nie mogła ode-
rwać od Gibba oczu.
O nie, musi stąd iść, zanim ją zobaczy!
I w tym momencie Gibb zrobił coś, czego się nie spodziewała. Dotknął się tam,
gdzie ona miała ochotę go dotykać. Patrzyła jak zahipnotyzowana. Nie ruszy się z tego
miejsca, choćby od tego miało zależeć jej życie.
L R
T
ROZDZIAA ÓSMY
Kojący strumień wody oblewał ciało. Gibb zaciskał zęby i walczył z naturą, żeby
nie zrobić tego, na co tak bardzo miał ochotę. Nocą nie zmrużył oka. Mając Sophie tuż
obok, myślał wyłącznie o jej pięknym ciele. Chciał się z nią kochać na plaży, dotykać jej,
całować ją.
Gdy nie mógł już tego dłużej znieść, wstał przed świtem i poszedł do lasu. Usłyszał
szum wody. Po niedługim czasie zobaczył wodospad i uznał, że chłodny prysznic to naj-
lepsze lekarstwo na jego troski. Choć przyjemniej byłoby brać go z Sophie, a jeszcze
bardziej robić z nią co innego.
Wspomnienie jej piersi, gładkiej skóry i ciemnych oczu nie dawało mu spokoju.
Czuł się jak zaczarowany.
Miał też pewien problem natury moralnej. Do tej pory nigdy nie zaczynał nowego
związku, zanim nie zakończył poprzedniego. Lubił ryzyko i wyzwania, ale nic był kręta-
czem. Ojczym może nie potrafił okazywać uczuć, jednak wpoił mu pewne zasady. Dla
niego honor i uczciwość nie były jedynie pustymi słowami.
Może wpadł w romantyczny nastrój po rozmowie ze Scottem? Może to potrzeba
bliskości, sprzeciw wobec samotnego życia, natłok emocji.
Bzdura, po co się oszukiwać? Sophie spodobałaby mu się w każdej sytuacji, w
każdym miejscu, w dowolnym czasie. Przykuwała uwagę, miała wdzięk, była seksowna.
Takiej dziewczyny szukał przez całe życie, choć wcześniej nie umiałby opisać swojego
ideału. Jeśli zacznie się nią poważnie interesować, nie będzie chciał się z nią rozstać. Ona
zmieni go na sto różnych sposobów.
Ale przecież to będzie zmiana na lepsze, więc czego się boi? Miłości.
Kiedy widział Sophie, serce zaczynało mu bić szybciej. Nie znał jej, ale chciał po-
znać, dowiedzieć się o niej wszystkiego.
Zaczął się pieścić, wyobrażając sobie, że to Sophie delikatnie przesuwa dłonią po
jego członku. On zaś obejmuje jej piersi i patrzy, jak ścieka po nich woda.
L R
T
Chciał lizać jej szyję, drażnić językiem sutki, patrzeć, jak twardnieją. Objąć dłońmi
piersi, poczuć, jak bije jej serce. Zupełnie tracił kontrolę nad sobą, ale nagle przestało mu
to przeszkadzać.
Wyobraznia podsuwała nowe, fascynujące obrazy. Prawie słyszał, jak Sophie pro-
si: Wez mnie, Gibb, teraz, zaraz. Bogini o kruczoczarnych włosach i brązowych, lśnią-
cych oczach...
Napiął mięśnie, zapamiętał się w pieszczocie. Przesuwał dłonią po członku coraz
szybciej i mocniej. Zaczął powtarzać imię Sophie i nie mógł przestać.
Sophie przyglądała mu się zauroczona i coraz bardziej podniecona. Wiedziała, że
nie powinna go podglądać, ale nie była w stanie się poruszyć, a nawet odwrócić wzroku.
Rozpięła szorty, wsunęła dłoń pomiędzy uda i zaczęła drażnić łechtaczkę. Musiała
jakoś rozładować napięcie i narastające pożądanie.
Jeśli uda im się dzięki tym pieszczotom uspokoić nerwy, unikną wielu problemów.
Obędzie się bez seksu i pózniejszych wyrzutów sumienia. Tak, może się uda, o ile Gibb
nie dowie się, że go obserwowała.
Zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że to on pieści ją ustami. Poczuła rozkosz tak
silną, że zaczęła jęczeć. Och, jak cudownie...
Och, Gibb...
Patrzyła półprzytomnym wzrokiem na mężczyznę, który też bez reszty uległ rozko-
szy, nadal nieświadomy jej obecności. Ciekawe, kto pierwszy skończy.
Nigdy przedtem masturbacja nie dała jej takiego poczucia wolności i spełnienia.
Co pomyślałby Gibb, gdyby ją teraz zobaczył? Uznałby to za seksowne? Poczułby
się zakłopotany lub nawet zawstydzony? Oburzony, zgorszony?
Gibb przyspieszył ruch ręki, stojąc pod wodospadem, ona wsadziła palec głębiej i
zatonęła w swojej wilgoci. Miękko, ciepło, jęczała cicho i pragnęła męskiego ciała. Imi-
towała jego ruchy na sobie, drażniła sutki, wariowała, wygięła ciało w łuk, aż ogarnęła ją
kompletna ekstaza.
Nagle spokój. To już? Koniec?
L R
T
Chwilę pózniej przyszło rozczarowanie. To miało być lekarstwo na jej pożądanie?
Zasunęła zamek w szortach. Dalej pragnęła Gibba, nawet jeszcze bardziej. Powinna była
podejść do niego, gdy stał pod wodospadem, powinni zrobić to razem.
Teraz klęczał i odpoczywał po doznanej rokoszy, słyszała, jak wymawia jej imię. A
więc myślał o niej, podobnie jak ona o nim. Chciała do niego podejść, pocałować go,
powiedzieć, jakie to dla niej ważne, że go podniecała, ale zabrakło jej odwagi. Wycofała
się szybko i cicho, licząc, że Gibb nie otworzy oczu i nie dostrzeże jej. Za chwilę zniknie
przecież w gąszczu zieleni.
Czując mniejszą ulgę, niż się spodziewał, wrócił na plażę. Zastał Sophie zajętą re-
perowaniem linki sterowniczej. Stała z tyłu samolotu, narzędzia leżały obok.
- Dzień dobry! - zawołał.
Podskoczyła i spojrzała na niego z miną winowajczyni.
- Dzień dobry... - odpowiedziała niewyraznie.
Oboje nie byli zbytnio rozmowni, oboje wracali do niedawnych wydarzeń. Sophie
kręciła się przy samolocie, miała zresztą dobry pretekst, stery trzeba było naprawdę na-
prawić. Gibb nie mógł od niej oderwać oczu, chodził za nią, zastanawiając się jednocze-
śnie, co ją tak wyprowadziło z równowagi. Pamiętał przy tym o celu wyprawy. Scott nie
przełoży terminu ślubu ze względu na niego. Potem musi bezpiecznie wrócić do Bosque
de Los Dioses, nie ściągając na siebie uwagi konkurencji. Miał na głowie sporo kłopo-
tów, ale i tak nieustannie wracał myślami do Sophie. Jeśli zostanie na wyspie dłużej, nic
nie powstrzyma go przed uwiedzeniem jej. Jej urokowi i seksapilowi nie sposób się
oprzeć. Jak długo można ukrywać pożądanie?
- Nazbierałem trochę owoców na śniadanie. - Wyjął ze zwiniętej marynarki i poło-
żył przed Sophie zdobycz: banany, mango, marakuje.
- Dzięki - odpowiedziała, pąsowiejąc.
Co się z nią, u diabła, dzieje? Rzucił w jej kierunku banan, złapała go. Oboje za-
częli jeść w milczeniu. Cisza stawała się krępująca. Nie byli znudzonym małżeństwem z
wieloletnim stażem ani romantyczną parą, która nie potrzebuje słów, żeby wyrazić uczu-
cia. Między nimi panowało irytujące seksualne napięcie, z którym nie umieli sobie pora-
dzić.
L R
T
W dodatku oboje zdawali sobie sprawę, co się dzieje. Byli jak zapałka i draska,
wcześniej czy pózniej musieli wywołać ogień. Im szybciej opuszczą wyspę, tym lepiej.
- Tak więc - odezwali się jednocześnie.
- Ty pierwsza, proszę - powiedział Gibb.
- Nic ważnego. A co tobie chodziło po głowie?
- Też nic epokowego. Może tylko, że byłoby fajnie, gdybyśmy powiedzieli, co my-
ślimy naprawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]