- Strona pocz±tkowa
- Andrews Amy Medical Duo 479 Wyspa przeznaczenia
- 1030. DUO Wilde Lori Rajska wyspa
- Wyspa namiętnoœci
- 042. Morey Trish Mąż z Toskanii
- Wylie Trish Witaj w domu
- Jo Clayton Dancers 02 Serpent Waltz
- Nora Roberts Tajemnicza gwiazda
- 083. Sanders Glenda Dar serca
- RUS.Baszkirciewa.N. Dziurawiec zabójca chorób
- Petecki_Bohdan_ _Strefy_Zerowe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zerknął na rozchylone czerwone wargi, zauważył pulsującą na szyi żyłę.
Keelin nie cierpiała z powodu szoku po upadku. Przesunął dłoń w górę łydki,
objął nogę pod kolanem i delikatnie ją ucisnął. Keelin jęknęła.
- Jednak boli?
- Nie. - Oblizała suche wargi. - Ani trochę.
Nie spuszczając wzroku z jej twarzy, położył rękę na drugiej nodze i powtórzył
to badanie. Najpierw kostka, potem Å‚ydka, na koniec ucisk pod kolanem. Tym razem
też usłyszał zduszony jęk, więc się uśmiechnął.
- Czułe miejsce?
Nie odpowiedziała. Domyślił się, że zgadł, ponieważ zmrużyła oczy i się
zaczerwieniła. Gdyby te oznaki nie wystarczyły, miałby inny dowód: Keelin mocniej
uderzyła go w rękę i się odsunęła.
- Dosyć tego dobrego. Nic mi się nie stało.
Zaśmiał się, więc rzuciła mu jadowite spojrzenie. Wyciągnął dłoń, ale udała, że
tego nie widzi. Wolałaby wstać sama, z wdziękiem. Zdołała się podnieść, lecz gdy
stanęła na lewej nodze, zachwiała się. Garrett ją podtrzymał.
69
S
R
- Jednak coÅ› ciÄ™ boli.
- Może zwichnęłam kostkę. Na pewno nie złamałam nogi.
- Cenię diagnozę szanownej pani doktor, ale trzeba będzie sprawdzić stan tej
pechowej kostki. - Przytrzymał ją lewą ręką. - Oprzyj się o mnie.
Keelin zawahała się.
- Proponuję, żebyś odciążyła tę nogę. Kobieto, bądzże rozsądna.
Odgarnęła opadające na twarz włosy i spojrzała na niego zezem. Garretta bawiła
jej podejrzliwa mina, ale Keelin patrzyła na niego tak groznie, że zachował powagę.
Postąpił krok do tyłu, wzruszył ramionami i machnął ręką.
- Wolna wola. Idz do domu, a ja tu dokończę.
Zajął się quadem leżącym w koleinie. Wyciągając go na prosty grunt, przez cały
czas ukradkiem obserwował Keelin. Złościło go, że jest nierozsądna.
Dlaczego odrzuciła jego propozycję pomocy? Czyżby zorientowała się, że coś
ich do siebie przyciąga? Czy według niej jest za wcześnie? Sam byłby takiego zdania,
gdyby nie stracił głowy...
Bardzo się zdenerwował, ponieważ czuł się odpowiedzialny. Dlaczego nie
przewidział takiego obrotu sprawy? Wygląda na to, jakby celowo przydzielał jej
najtrudniejsze zadania. Dlaczego? Czyżby chciał sobie dowieść, że dublinianka nie
pasuje do życia na prowincji?
Ku jego zaskoczeniu nie poddała się, chociaż była za delikatna do fizycznej
pracy i nieodpowiednio ubrana.
Całe szczęście, że upadek okazał się niegrozny. Spojrzał na swą kulejącą
pomocnicę i przez moment zastanawiał się, czy na pewno wie, czego od niej chce.
Praca na farmie nie ma sensu, gdyż nic nie zmieni. Keelin nie zrezygnuje z do-
tychczasowego trybu życia, niebawem wróci do stolicy.
- Stój! Zaczekaj! - krzyknął nazbyt ostro.
Keelin miała ściągniętą twarz, ponieważ noga jednak mocno ją bolała.
- Przestań na mnie wrzeszczeć - poprosiła cicho. - Nie uznaję rozczulania się nad
sobą, ale znam swoje możliwości. Wątpię, czy dojdę do domu o własnych siłach. Wolę
wsiąść...
- W żadnym wypadku.
- Więc co mam robić?
Garrett schował kluczyki do kieszeni. Na widok jego miny Keelin skuliła się.
Bez ceregieli wziął ją na ręce.
- Puść! Postaw mnie na ziemi!
70
S
R
- Postawię cię na podłodze w domu. Zaczęła się wyrywać.
- Słyszałeś, co powiedziałam? Mogę jechać quadem.
- Masz zwichniętą kostkę, więc jazda odpada. - Podniósł ją wyżej i mocniej
objął, ale nadal się wyrywała. - Niepotrzebnie tracisz energię, bo i tak cię zaniosę.
- Cooo? Chcesz dzwigać mnie taki szmat drogi? Oszalałeś? Ile jest stąd do
domu?
Garrett szedł wielkimi krokami.
- Wcale nie tak daleko, ale ważysz ze sto kilo i dlatego w połowie drogi chyba
opadnę z sił.
- Możemy jechać twoim quadem. Nie chcę, żebyś mnie dzwigał. Nikt nigdy mnie
nie nosił.
- Więcej razy nie wsiądziesz na mojego quada. Przestała się wyrywać, więc szedł
spokojnie.
- Przecież to nie twoja wina, że spadłam - odpowiedziała cicho.
Zgarbił się, co było dowodem, że czuje się winny. Zawsze zdawało mu się, że
jest za wszystkich odpowiedzialny; za rodziców, za dziecko porzucone przez matkę, za
dobrobyt okolicznych mieszkańców. Lecz nie musiał czuć się odpowiedzialny za
Keelin.
- Wypadki chodzą po ludziach - mruknęła. Odezwała się łagodniejszym tonem,
ale nic nie osiągnęła.
Garrett kroczył milczący i posępny, ze wzrokiem utkwionym w dal. Keelin
westchnęła i ciągnęła:
- Nie ponosisz winy za to, co się stało. Skręciłam za ostro, zahaczyłam o muldę i
tyle.
- Jesteś tu przez moją głupotę.
- Dajże spokój.
Znowu próbowała się uwolnić, ale bezskutecznie. Miała ograniczone pole
manewru, a poza tym przy każdym ruchu nogę przeszywał ból od kostki do połowy
łydki. No i przeszkadzało jej silne podniecenie.
Garrett niósł ją bez wysiłku. Był atletycznie zbudowany, ramiona miał ze stali.
Keelin z konieczności była przytulona do jego piersi.
Pierwszy raz tak silnie reagowała na ciało mężczyzny. Otrzymała wcześniej kilka
ostrzegawczych znaków, ale je zlekceważyła.
Po raz pierwszy mężczyzna niósł ją w ramionach. Uznała, że jest to przygoda
bardzo romantyczna, a jednocześnie budząca lęk. Wszystko działo się zbyt szybko.
71
S
R
Poznali się zaledwie przed dwoma dniami, a to za krótki okres, by rozwinęły się
prawdziwe uczucia, by dwoje ludzi naprawdę się zaangażowało.
Skąd się to wszystko wzięło? Czy rozpaczliwie szuka kogoś, kto ją pokocha? Po
śmierci matki jest bardzo samotna. To prawda. Czy panicznie boi się samotności? Czy
dlatego zadurzyła się w pierwszym przystojnym i sympatycznym mężczyznie, jakiego
spotkała?
Być może stało się tak pod wpływem romantycznej historii miłosnej, którą
poznała z listów czytanych przed przyjazdem i teraz. Szarpnęła się.
- Spokojnie, spokojnie! Ważysz tyle co nic, ale szarpaniną utrudniasz mi zadanie.
Przestań się wiercić, bo celowo cię upuszczę.
Otworzyła usta, aby powiedzieć, że to byłoby najlepsze rozwiązanie, ale
wystraszyła się, że Garrett spełni grozbę. Na wszelki wypadek mocniej objęła go za
szyjÄ™.
Szedł teraz równym krokiem, bo przestała się wiercić. Nie miała wyboru,
musiała się poddać. Pomyślała, że należy korzystać z okazji i cieszyć się, bo podobna
sytuacja się nie powtórzy. Była pewna, że zapamięta Garretta do końca życia. A może
wypadałoby coś powiedzieć?
- Czy odtąd będę musiała zawiadamiać cię, gdy przyjdzie mi ochota na zrobienie
czegoÅ› ryzykownego? Podczas pobytu tutaj, a nawet po wyjezdzie? Skoro wziÄ…Å‚eÅ› na
siebie odpowiedzialność za moje bezpieczeństwo...
- Po wejściu na prom znowu będziesz panią siebie. Zrobiło się jej niewymownie
przykro.
- Przepraszam, nie powinienem tego mówić. yle wypadło.
- Ale masz racjÄ™.
- Nie jesteś sama jak palec, prawda? Masz znajomych, przyjaciół...?
- Moi znajomi mieszkają w różnych krajach, co ma duży plus, bo daje pretekst do
podróży, żeby ich odwiedzać. Poza tym jestem matką chrzestną trojga uroczych dzieci,
do których często jeżdżę.
- Gdzie masz najbliższych krewnych?
- Mam tylko dalekich. - Odchyliła głowę, uwodzicielsko spojrzała mu w oczy i
zmieniła temat. - Wiesz, zacznę chyba grać na skrzypcach.
Nie skwitował jej uwagi śmiechem, jak się spodziewała.
- Znowu żartujesz, byle uniknąć osobistych pytań.
- Cóż, nic na to nie poradzę. Samo życie. Każdy ma mola, co go gryzie. Jeszcze
jest trochę czasu, zdążę założyć rodzinę.
72
S
R
- A chcesz?
Wolałaby nie odpowiadać. Owszem, chciałaby założyć rodzinę, ale dopiero za
kilka lat. Najistotniejszą przeszkodę stanowi brak kandydata nadającego się na męża.
Nie znała solidnego i pociągającego mężczyzny. Jak Garrett. Gdyby takiego spotkała...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]