- Strona pocz±tkowa
- FRANCO ADESSA MATKA BOŻA POMYŚLNOŚCI (Objawienia w Quito)
- Courths Mahler Jadwiga Przybrana cĂłrka
- MrówczyśÂ„ski BolesśÂ‚aw Dutur z rajskiego ogrodu
- Droga do szcz晜›cia Wilkins Gina
- 03. Dynastia z Bostonu WhiteFeather Sheri Skandal milosny
- John Gardner Bond 28 Seafire
- SF 4500 4500C
- Austin, Lena God's Wife
- Montgomery Lucy Maud Ania Z Szumiacych Topoli 4
- Loius L'Amour The Last of the Breed
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oddychała głęboko. Miała czarująco rozczochrane włosy, a na sobie
fikuśną różową koszulkę z falbankami.
Dlaczego siÄ™ tak skradasz po ciemku?
Nie mogłam zasnąć. Mamo...
Pewnie umierasz z głodu. Nie powinno się opuszczać posiłków.
Mamo, co robisz na górze?
Na górze? Anabelle rzuciła okiem przez ramię.
Byłam u Luke'a odparła z uśmiechem, nie zauważając blednącej
twarzy Gwen.
U... Luke'a?
110
RS
Tak. Bezwiednie przeczesała włosy. To taki cudowny, nadzwyczaj
uczynny człowiek.
Gwen delikatnie ujęła ją za rękę.
Mamo... Odetchnęła głęboko, by nadać swym słowom spokojny ton.
Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?
Czego, kochanie?
Tej... no... tych... kontaktów z Lukiem? wyrzekła z trudem.
Gwen, bez niego nie dałabym sobie rady. Uścisnęła lodowatą dłoń
córki. Dziecko, jesteś przemarznięta! Wracaj do łóżka. Przynieść ci coś?
Nie odrzekła cicho. Niczego nie potrzebuję... Ty też wracaj do
łóżka. Nic mi nie będzie.
W porządku, kochanie. Pocałowała córkę w czoło w sposób, jaki
Gwen pamiętała z dzieciństwa. Dobranoc.
Dobranoc, mamo. Poczekała, aż matka zamknie za sobą drzwi, i
głośno wypuściła powietrze. Uświadom to sobie, Gwen, zakochałaś się w
facecie swojej matki szepnęła.
Nie wystarczyło nic nie robić, pozwolić zdarzeniom biec swoim torem.
Więcej, taka bierność to był ogromny błąd. Przecież mogła temu zapobiec... ale
nie chciała. A teraz musiała się z tego wyplątać. Czas podnieść głowę.
Mocnym, twardym krokiem ruszyła na górę, a po chwili zapukała do
drzwi Luke'a i usłyszała szorstkie, niecierpliwe:
Tak? Otwarte.
Zwalczając chęć ucieczki, przekręciła klamkę i weszła do środka. Tak jak
wcześniej, siedział pośrodku swojego bałaganu. Szybko, miarowo, w skupieniu
uderzał w klawisze maszyny do pisania. Miał na sobie jedynie sprane, obwisłe
dżinsy. W powietrzu unosił się delikatny zapach lilii. Zwilżając usta, starała się
nie zwracać uwagi na porozrzucaną pościel.
111
RS
Kocham go, uświadomiła sobie z całą mocą, przypominając
jednocześnie, że nie ma do tego prawa. Musiała znalezć sposób, by się
odkochać, to wszystko. Stłumiła cierpienie, gotowa do działania. Trzymając
wysoko głowę, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie.
Luke, posłuchaj.
Tak? Rzucił nieobecnym wzrokiem znad maszyny, nadal pracując.
Spojrzawszy na Gwen, natychmiast zmienił wyraz twarzy. Przerwał pracę.
Co tu robisz?
Zabrzmiało to tak niecierpliwie i ostro, że aż przygryzła usta.
Przepraszam, że przeszkadzam. Musimy porozmawiać.
O tej porze? Jestem trochę zajęty, Gwen.
Luke, proszę. To ważne.
Podobnie jak moje zdrowie psychiczne mruknÄ…Å‚.
Przeczesała włosy. Zdrowie psychiczne? To ona postradała zmysły w
chwili, gdy ujrzała go po raz pierwszy. A potem...
Utrudniasz sprawÄ™.
Ja? Odchylił się ze złością. Ja utrudniam? Czy wiesz, jak na mnie
patrzysz? Zauważyłaś, ile razy byłem przy tobie, gdy byłaś prawie naga?
Bezwiednie dotknęła swojego dekoltu. W przeciwieństwie do obiegowej
opinii podszedł do niewielkiego stolika po drugiej stronie pokoju jestem
zwykłym śmiertelnikiem, którym targają ludzkie instynkty. Nalał sobie spory
kieliszek brandy Niesamowicie cię pragnę. Czy nie jasno się wyraziłem?
Gwen poczuła, jak łzy zaciskają jej gardło.
Przepraszam, nie chciałam... Głos się jej załamał.
Na miłość boską, nie płacz! rzekł niecierpliwie Nie mam nastroju
na tulenie, pocieszanie i całowanie, a potem odprawienie cię do pokoju. Jeśli
cię teraz dotknę, zostaniesz do rana. Ich oczy się spotkały. Gwen próbowała
112
RS
powstrzymać łzy. W tej chwili rządzi mną moja zwierzęca natura.
Powiedziałem ci już kiedyś, że mam pewne granice. Znalazłem się właśnie
niebezpiecznie blisko ich przekroczenia. Dolał sobie brandy.
Zawładnęło nią pożądanie. Pragnął jej. Czuła to. Tak łatwo byłoby zrobić
jeden niewielki krok... ukraść tę noc, tę chwilę. Byłaby to noc spełnienia i
obfitości. Tylko poranek byłby pusty. Bo przecież pragnęła nie tylko zaspokoić
swoją namiętność. Pragnęła prawdziwego uczucia. A tego Luke nie mógł jej
dać.
Miłość ogłupiła kolejną kretynkę, pomyślała z rezygnacją. Cóż, musiała
to jak najszybciej skończyć.
To dla mnie niełatwe, Luke. Choć udało jej się odzyskać spokój, w
oczach czaiła się rozpacz. Musimy porozmawiać o Anabelle. Patrzyła, jak
w milczeniu podszedł do drzwi balkonowych i zapatrzył się w ciemność.
Niepotrzebnie wmieszałam się w wasze sprawy. Nie powinnam była tu
przyjeżdżać, niepotrzebnie uznałam, że mam prawo decydować o tym, z kim
moja matka powinna się spotykać.
Luke przeklął i zwrócił się do Gwen. Widziała, jak usiłuje się opanować.
Wariatka z ciebie! Anabelle to piękna kobieta...
Pozwól mi skończyć. Muszę to powiedzieć. Nie przerywaj mi. Nadal
stała oparta o drzwi, gotowa do ucieczki. Luke wzruszył ramionami, usiadł i
pozwolił jej mówić dalej. Nie mam prawa decydować o tym, co jest dobre
dla mojej matki. Jesteś dla niej dobry, to nie ulega wątpliwości. Nie ulega też
wątpliwości, że mi się podobasz, lecz tego nie da się zmienić, utrzymując
dystans. Myślę... myślę, że jeśli do końca mojego pobytu tutaj będziemy się
trzymać z dala od siebie, wszystko jakoś się ułoży.
Naprawdę tak sądzisz? Roześmiał się, odstawiając kieliszek.
Zadziwiający tok myślenia. Potarł nos.
113
RS
Gwen uznała ten gest za całkiem nie na miejscu.
Za tydzień wyjeżdżam. Nic tu po mnie. Mam w Nowym Jorku kilka
niezamkniętych spraw. Odwróciła się do drzwi.
Gwen zatrzymał ją, lecz nie była w stanie się odwrócić. Nie trać
czasu na Michaela.
Nie mam takiego zamiaru... Zaślepiona przez łzy, otworzyła drzwi i
zniknęła w ciemnym korytarzu.
114
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Ubierała się w skupieniu. Przedłużała czynność, guzdrając się przy
zapinaniu jasnej, lawendowej bluzki. Po prawie bezsennej nocy wiedziała, że
nie przetrwa ani dnia dłużej w tym samym domu co Luke. Gdy chodziło o
miłość, nie potrafiła być wyrafinowana, dojrzała czy refleksyjna.
Wyciągnęła z szafy walizkę.
Kiedy dwie kobiety kochają tego samego mężczyznę, jedna z nich musi
przegrać. Gdyby chodziło o kogoś innego, walczyłabym, myślała Gwen. Lecz
jak córka mogłaby walczyć z matką? Nawet jeśli wygra, to tak naprawdę
przegra. Właściwie to nie przegrałam, dywagowała, wyciągając ubrania z
komody. Najpierw trzeba coś mieć, by przegrać. A ja nigdy nie miałam Luke'a.
Nie myślała o tym, co będzie robić w Nowym Jorku. Nie liczyła się ani
przeszłość, ani przyszłość, tylko terazniejszość. Po prostu musi posprzątać cały
ten swój życiowy bałagan.
Gwen... Anabelle uchyliła drzwi. Widziałaś może... Ojej!
Przekroczyła próg. Pakujesz się? Co to ma znaczyć?
Muszę wracać. Z trudem zdobyła się na beztroski ton.
Aha... Przecież dopiero co przyjechałaś. Wracasz do Michaela?
Nie, nie wracam do niego.
Rozumiem. Masz kłopoty w pracy?
Wymówka była idealna. Gwen już miała przytaknąć, lecz nie zdołała
skłamać.
Nie.
Anabelle zmrużyła oczy, potem zamknęła drzwi.
115
RS
Wiesz, że lubię wszystko wiedzieć, a ja wiem, jak cenisz sobie swoją
prywatność, ale... Podeszła do córki. Lepiej, żebyś mi powiedziała, o co
chodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]