- Strona pocz±tkowa
- 04 Wieczna milosc 2 (Arnold Judith )
- Duncan_Judith_ _Czekoladowe_caluski
- Rochelle, Judith The Hired Wife
- 060. Jordan Penny Francuskie wakacje
- Iain Banks Complicity
- Greg Bear Eon 1 Eon
- Catalogue Dockyard 2009 (po angielsku)
- Jordan Penny Serce w rozterce
- Lisa J Smith Vampire Diaries 4 Dark Reunion (v1.0)
- G.K.Chesterton The.Man.Who.Knew.Too.Much
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aramix.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obróciłagłowę i pocałowałagowdłoń.
- Może- mruknęła.
- Czemunieodpuściszsobienatydzień?
- Jak?
- Odwiedzaj ją, ale nie zadawaj żadnych pytań. Możesama
coś powie. Możesz zająć się wyszukiwaniemdla mnie nowych
zainteresowań. Ta cała gadanina o pani Lemming sprawia, że
czuję się zaniedbany- wyszczerzył zębywuśmiechu.
- Nie możemy do tego dopuścić! - Jessie przyciągnęła ku
sobie jegogłowę.
- Absolutnie. - Jegowargi spoczęłyna jej ustach.
- Jessie! - Zdenerwowanygłos Johna, dobiegającyz sypial-
ni, rozległ się echemwdużympokoju.
Jessiewestchnęła, wcisnęła przycisk pauza" na odtwarzaczu
wideo i poszła zobaczyć, o co chodzi. Kilka minut wcześniej
Johnwrócił zpracywzupełnienormalnymstanie. Wydawał się
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
139
może nieco roztargniony, ale jego powitalny pocałunek był jak
zawsze czuły.
- Ocochodzi?
John stał przykomodzie, wpatrując się wzawartość górnej
szuflady, jakbyznalazł tamtrupa.
- Spójrznato- wskazał palcem.
Jessie podeszła bliżej.
- Widzę tu tylko bieliznę - stwierdziła nieco zdziwionym
tonem.
- Przyjrzyj się, twojei mojerzeczysą zupełniepomieszane.
Stłumiła uśmiech.
- Toniemal symboliczne, czyż nie?
- Niemasię zczego śmiać!
- Ani zczegorobić tragedii.
- Tenbałaganjest niedoprzyjęcia.
- Dobrzejuż, dobrze- odpowiedziałaJessieszybko.
- Azatemuporządkujeszswojerzeczyi będzieszjeodkłada-
ła na miejsce? - spytał.
- Nie, ale rozwiążę problem. Uważaj. - Odsunęła go na
bok, otworzyła drugą szufladę i wyjęła swoje swetry, zosta-
wiając na miejscurzeczyJohna. Następniezłapała jegobieli-
znę, wrzuciła do dolnej szuflady, a swoje rzeczy umieściła
wgórnej. Zamknęłaobieszufladyi odwróciłasię doJohna.
- I już - oświadczyła. - Załatwione. Dolna szuflada należy
teraz wyłącznie do ciebie, a ja bez wyrzutówsumienia mogę
sobie bałaganić wgórnej.
- Ale wten sposób nie rozwiązałaś problemu bałaganu
wszufladzie - zaprotestował John.
- Błąd. - Jessie pokręciła głową. - Bałagan wmojej szufla-
dzieniejest problemem. Problememjest twojaniezdolność igno-
rowaniabałaganu. Terazniemusiszi obojejesteśmyzadowoleni.
- Naprawdę jesteśmy?- Zmarszczył brwi, niepewny.
- Lepiej, żebyś był - oświadczyłasucho- bojestemskłonna
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
140
przyjąć tylko taki kompromis. A mówiąc o kompromisach, to co
z moimgotowaniem?
- Twojegotowanietoniekompromis, tylkocoÅ› pysznego.
- Także czasochłonnego i męczącego. Poza tymnie widzę
powodu, dla którego miałabymsię tymzajmować, skoro tyteż
jadasz.
- Możelubiszgotować?- spytał z nadzieją wgłosie.
- Nie. Lubię piec. Przygotowywanieposiłkówjest nudne.
- Maszrację. Będę ci pomagać.
- Naprawdę? - Jessie zdumiała jego łatwa kapitulacja.
- Umieszgotować?
- Nie, ale postępowanie według wskazówek nie wykracza
poza moje możliwości.
- Tosię okaże- mruknęła. - Ale skorochcesz pomóc, mo-
żesz zacząć odrazu. Robię ragout naobiad. Możesz przygotować
warzywa.
- Ragout! - John podążył za Jessie, niezdolnypowstrzymać
się od uszczypnięcia jej lekkowpośladek.
- John! - zaprotestowała, śmiejącsię. - Toniejest... dystyn-
gowane.
- Nigdynie mówiłem, żejestemdystyngowany- uśmiech-
nął się niewinnie. - Zresztą, przecież masz mi pomóc znalezć
inne zainteresowania...
- Jeśli twoje zainteresowania wtej dziedzinie rozwiną się
jeszczedalej, towkrótcebędzieszrozpustnikiem!
- Tomożebyć ciekawe. Ale, ale. Niepowiedziałaś mi, coto
jest ragout.
- Taki lepszygulasz. - Zapaliła światło wkuchni i oceniła
wzrokiem, czyzmieszczÄ… siÄ™ oboje na niewielkiej przestrzeni.
- Możepokroisz kartoflewmniej więcej centymetrowekostki,
a ja tymczasemobsmażę mięso?
- Dobrze. - Johnposłuszniechwycił nóż i przejechał palcem
poostrzu.
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
141
- Uważaj - ostrzegła go Jessie. - Naostrzyłam wszystkie.
- Teraz mi to mówisz? - Wpatrywał się wjasnoczerwone
kropelki krwi, które pojawiłysię na skórze.
-John!
- Beż paniki, pani mecenas. - Potrzymał palec pod bieżącą
zimną wodą, aż krwawienie ustało.
Możetoniebył taki dobrypomysł, pomyślałaJessie, przyglą-
dajÄ…csiÄ™ niepewnie, jakJohnzzainteresowaniemstudiujekarto-
fel. Był chętnydzielić znią trudyprzygotowaniaposiłku, aleczy
potrafi tozrobić?Kiedyś musi zacząć, inaczej nanią spadniecałe
gotowanie.
Naglezdałasobiesprawę, żemyśli wkategoriachczasuprzy-
szłego. Trudno było wyczuć, jak długo John będzie chciał jej
pomagać wposzukiwaniach Katie albo poddawać się próbom
rozbudzenianowychzainteresowań... próbom, którenieprzyno-
siłyrezultatów. Przypomniałasobienieudaną poranną lekcję pły-
wania. Ajednakniemogławszystkiegoprzekreślić, tylkodlate-
go żeJohn niecierpiał wody. Na innych polach odnosiła pewne
sukcesy.
Był niemal gotówpogodzić się zeskróceniem czasuspędza-
negowbiurze, choć wciąż zabierał spororobotydodomu. Poza
tymoglądali razemtelewizję. Noi była Shellyi jej restauracja
- choć tomożnatakżezaliczyć dopracy. Obejrzałasię i zmarsz-
czyła czoło na widok Johna, wyrzucającego do śmieci dobrą
garść kawałkówkartofla.
- Cotywyprawiasz?
- Pozbywamsię resztek- wyjaśnił.
- Resztek? - Patrzyła, jakodsuwa na brzegdeski kilka ka-
wałkówkartofla, a resztę wyrzuca.
- Toniebyłykostki obokujednegocentymetra.
- John, toniemusi być dokładniejedencentymetr. Poprostu
coś kołotego.
- Mówiłaś: jedencentymetr.
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
142
Jessie zamknęła oczy, by się opanować. Spróbowała jeszcze
raz.
- Marnujeszzupełniedobrą żywność.
- Tolepszeniż marnowaniezupełniedobregoprzepisu. Czy
masz więcej kartofli? Dwa nie wystarczą.
- Pewnie, że nie, skoro połowę wyrzuciłeś. - Potrząsnęła
głową. - Nic z tegp niebędzie.
- Będzie. Poprostupotrzebuję więcej kartofli.
- Ja mówię owspólnymgotowaniu. Zbyt swobodnie traktuję
przepisy, żebymmogładzielić kuchnię zkimś, ktomierzykawał-
ki kartofli!
- Wporządku. - John odłożył nóż. -I tak muszę skończyć
przeglądać księgi finansowe Shelly.
- Za tougotujeszjutrzejszyobiad.
- Ja?Sam?- Wyglądał na przerażonego.
- I bez żadnychgotowych dań zesklepu- ostrzegła go.
- Dobre sobie! Zwalasznamniepołowę gotowania!
- Czemu nie, skorozjadasz połowę jedzenia. - Jessie szybko
pomieszałamięso, bozaczynałosię przypalać.
- Toprawda, alechętniejempoza domem. Totyjesteś temu
przeciwna.
- Potraktuj tojakrozwijanienowychzainteresowań.
- Gotowanie? Johnwpatrywał się wnią niedowierzająco.
- Niektórzytolubią - zapewniła go.
- Niektórzynapadają nabanki - mruknął.
- Aniektórzyzrobią wszystko, żebymieć ostatniesłowo. Ale
skorochcesz się wycofać z umowy...
- Nigdyniewycofuję się zumów!
- To dobrze - uśmiechnęła się Jessie. - Jutrobędziesz miał
pole dopopisu.
- Dziękuję - powiedział kwaśno. - Gdybymbył ci potrzeb-
ny, to jestemwdużympokoju wtowarzystwie ksiąg finanso-
wych Shelly.
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
143
Och, jesteś mi potrzebny, pomyślała, uśmiechając się w du-
chu. Mimo że był czasami denerwujący, potrzebowała go.
Wdziesięć minut uporałasię zprzygotowaniemwarzyw, wymie-
szałajezmięsem, postawiłagarneknamałymogniui wróciłado
pokoju.
John wpatrywał się wzniszczony notes. Jessie westchnęła.
Chętnierobiłabycoś znimrazem, alenajwyrazniej był zajęty.
Wcisnęłaguzikpilota, uruchamiającyodtwarzacz. Naekranie
pojawił się JohnWaynenakoniu. Jessieusadowiłasię wygodnie
wfotelu i z przyjemnością czekała na film.
- Filmkowbojski? - John ze zdumieniemwpatrywał się
wekran.
- Lubię filmykowbojskie- oświadczyła.
- NiewyglÄ…dasznato.
- Naco?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]