- Strona pocz±tkowa
- Grady Robyn Cień Przeszłości
- Donald A Wollheim The Secret of the ninth Planet
- 279. Grady Robyn Noc w rezydencji
- Alpha Billionaire 3 Helen Cooper
- Chuck Palahniuk Choke
- May Karol Pantera pośÂ‚udnia
- Fisher John Okiem psa
- Fingerbild Bob Samoleczenie wzroku metodć… dr Bates'a
- GRD0907.Lovelace_Merline_Swieta_w_Salzburgu
- 78 Pan Samochodzik i Szyfr Profesora Kraka Miernicki Sebastian
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kiedy Brentowi minie zauroczenie tobą, to już nie będzie miało znaczenia. Do te-
go czasu będziemy mieszkać razem. Zresztą przypuszczam, że i tak będzie miał większe
pretensje do ciebie niż do mnie.
- Wielkie dzięki - powiedziała z przekąsem.
- Nie ma za co, lepiej zabierajmy się do roboty. Pomogę ci.
- Im prędzej mnie zostawisz samą, tym prędzej skończę - powiedziała spokojnie,
nie chcąc prowokować awantury.
Popatrzył na nią krzywo, ale oznajmił tylko, że czeka w holu, i wyszedł.
Nieporządnie wrzuciła rzeczy do starego plecaka i drżącymi dłońmi zapięła suwak.
Na razie nie miała szans pognębić swojego prześladowcy. Z westchnieniem zarzu-
ciła plecak na ramię.
Kain odwrócił się dokładnie w chwili, kiedy przekraczała próg, i bez słowa wziął
od niej plecak.
W dziesięć minut później siedzieli już w samochodzie. Niebo się zachmurzyło i
szare połacie wisiały nisko nad wulkanicznymi wzgórzami.
- Chyba nadchodzi cyklon - zauważyła.
- To tylko tropikalny niż. Będzie padało i wiało, ale raczej nic ponadto.
Prowadził pewnie, z dłońmi spokojnie opartymi na kierownicy, wprawnie przemy-
kając wielkim samochodem przez uliczny ruch.
Po kilkunastu minutach zorientowała się, że nie jadą w stronę hotelu.
- Dokąd mnie zabierasz? - spytała.
- Mam dom na zachodnim wybrzeżu. Potrzeba nam trochę czasu tylko dla siebie.
Perspektywa odosobnienia we dwoje nie mogła napawać optymizmem.
- Kiedy wrócimy? - spytała, a skoro nie odpowiadał, dodała z naciskiem: - Muszę
się zająć aukcją, nie pamiętasz? Nie zrobię tego na odległość.
- Możesz korzystać z mojej komórki, a do miasta wrócimy jutro wieczorem.
A więc tylko jedna noc. Odetchnęła z ulgą.
- Ciekaw jestem, jak ci się udało dostać tak odpowiedzialną pracę po tamtej wpad-
ce?
- Ogromnym wysiłkiem - odpowiedziała krótko.
Kiedy milczenie stało się już bardzo napięte, odezwała się z wyczuwalną niechęcią.
- Zrobiłam magisterium z biznesu na politechnice w Auckland. Ale ty już pewno o
tym wiesz.
Istotnie, wiedział. Wiedział też, o czym nie wspomniała, że studiując, pracowała na
prawie cały etat. Także i to, że za studia zapłaciła z polisy ubezpieczeniowej ojca.
Sable wpatrywała się w mijany krajobraz, w którym dominowały okazałe wiejskie
rezydencje i farmy. Łagodny klimat, bliskość wybrzeża i dużego miasta, a nade wszystko
niezwykły urok tego miejsca stanowiły potężny magnes dla tych wszystkich, którzy mo-
gli sobie na to pozwolić.
Kain zwolnił i skręcił w wąską, żwirową drogę. Ostrożnie przebył ciasny zakręt i w
oczy zaświeciły im ostatnie promienie zachodzącego słońca. Droga stawała się coraz
węższa i bardziej stroma, a światło, odbite od powierzchni morza, ostrzejsze. Minęli gru-
pę pinii i rozległe pastwiska. Miała wrażenie, że jadą już bardzo długo, a wciąż nie było
ani śladu jakichkolwiek zabudowań.
Kain zatrzymał samochód pod starym dębem o rozłożystej koronie, której cień otu-
lił ich niczym parasol półmroku. Krowy na najbliższym pastwisku, masywne, kremowe i
bezrogie, uniosły głowy, zaledwie średnio zainteresowane przybyszami, by zaraz powró-
cić do przeżuwania trawy.
- Od razu ustalmy pewne sprawy - powiedział.
- Co masz na myśli? - spytała niespokojnie.
- Nasz związek będzie jak najbardziej normalny, co oznacza, że każde z nas pozna
rodzinę i przyjaciół drugiej strony.
- Nie mam rodziny - wyrwała się niepotrzebnie.
- Ale masz przyjaciół, więc po prostu zawiadom ich, gdzie i z kim jesteś. - Podał
jej komórkę.
Niechętnie wybrała numer przyjaciółki, a kiedy włączyła się automatyczna sekre-
tarka, zostawiła wiadomość.
Kiedy znów wyjechali na słońce, uderzyła ją pewna myśl.
- Zrozumiałeś, mam nadzieję - powiedziała bez zastanowienia - że nie zamierzam z
tobą sypiać. Wszystko, co mogę ci ofiarować, to moja fizyczna obecność.
- Chcę czegoś więcej - odpowiedział krótko.
- Na to nie licz...
- Nie chodzi o seks. Po tym weekendzie zamieszkamy razem i oczekuję od ciebie
perfekcji w roli mojej kochanki.
Zaskoczona jego kategorycznym tonem, odwróciła głowę i wpatrzyła się w okno.
- Mianowicie - kontynuował tymczasem - przestaniesz się wzdrygać, kiedy cię do-
tykam, i okażesz wyraźnie, że cię pociągam. Jestem pewien, że dasz sobie radę.
Wolała nie pamiętać, na jakiej podstawie doszedł do takich wniosków, ale nie
umiała opanować rumieńców.
- A teraz opowiedz mi o sobie - zaproponował, uznając tamten temat za zakończo-
ny.
- Chyba wiesz już wszystko. Wierzysz we wszystko, cokolwiek usłyszysz na mój
temat, więc co jeszcze mogłabym dodać?
- Znam tylko fakty.
- Zmusiłeś mnie do przyjazdu tutaj i udziału w tym żałosnym przedstawieniu, ale
nie możesz mi nakazać dzielenia się moją przeszłością. To są bardzo prywatne sprawy, a
ty mnie już oceniłeś i nic, co powiem, nie zmieni twojej opinii.
Nie odpowiedział, bo właśnie osiągnęli szczyt wzgórza i Sable westchnęła z za-
chwytu.
- Witaj w Paritutu - powiedział Kain.
Samochód zwolnił i stanął.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Z domu w Paritutu, inaczej niż z rezydencji w Mahurangi, rozciągał się widok na
dziki, pusty ocean. Żadnych wysp, żadnych statków na horyzoncie. Czarne jak noc fale
nadchodziły z wojskową precyzją, by nieuchronnie przemienić się w chaos białych
grzywaczy. Tutaj wzgórza były wyższe niż te, które otaczały Totara Bay, żleby bardziej
przepastne, a porastające je drzewa pochylone na stokach, wyrzeźbione wiatrem, który
nadlatywał znad nieżeglownych mórz.
- Co oznacza nazwa „Paritutu"? - spytała, zaciekawiona.
- „Pari" to klif, „tutu" - podniesiony. Urwisty klif. - Wskazał południowy cypel,
skalisty i zachmurzony. - Maorysi zwykli nazywać zachodnie wybrzeże „wybrzeżem wo-
jowników", bo jest tak bardzo surowe i wymagające stałej czujności zarówno od strony
morza, jak i brzegu.
- A jak nazywali wschodnie wybrzeże?
- Z licznymi ujściami rzek, wyspami, długimi półwyspami, łowiskami i plażami
obfitującymi w owoce morza, to oczywiście wybrzeże kobiet - odparł na poły kpiąco, na
poły poważnie.
- Typowi męscy szowiniści - burknęła niechętnie.
Ruszyli zakosami w dół w stronę budynku, ledwo widocznego między tropikalny-
mi drzewami pohutukawa i manuka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]