- Strona pocz±tkowa
- Foster, Alan Dean Spellsinger 5 The Paths of the Perambulator
- Arthur Keri Zew Nocy 05 W objć™ciach ciemnośÂ›ci (Embraced By Darkness)
- Grammar for Upper High School
- Baxter, Stephen Xeelee 04 Ring
- M296. Matthews Jessica DzieśÂ„ radośÂ›ci
- Depresja Paul Hauck
- Heinlein Robert Kawaleria Kosmosu
- Holly Black Faerie Tales 2 Valiant A Modern Tale of Faerie
- Diana Palmer MiśÂ‚osna magia(MiśÂ‚ośÂ›ć‡_na_próbć™)
- Christie Agatha Tragedia w trzech aktach
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mując marsz. Do tego miejsca szliśmy korytarzem, który wykuli katarzy, lub ktoś dla
nich, aby spotkać się w tunelu, o którego istnieniu na pewno wiedzieli .
Przeszli jeszcze kawałek.
Nagle, idący na czele Konrad odwrócił się gwałtownie do dwóch pozostałych i ge-
stem nakazał im milczenie. Zgasił swoją świecę i dał znak, by i oni zrobili to samo.
Teraz dopiero ujrzeli zakręt tunelu, a za nim blask światła.
Przywarłszy do ściany usiłowali powolutku zbliżyć się do rogu, by się przyjrzeć.
Lecz jakiś mocny i wyrazny głos zmroził im krew w żyłach.
Aleście się długo guzdrali! .
Wszyscy trzej stanęli jak wryci, potykając się o siebie i popatrzyli na siebie zatrwo-
żeni.
Odwagi, naprzód! No, nie traćmy więcej czasu! , nawoływał głos zza rogu.
Konrad zdecydował się. Wyprostował się i wyszedł zza załomu. Dwaj pozostali po-
dążyli za nim z ociąganiem, zerkając ukradkiem spoza jego pleców.
Któż to mógł być?
Miękko wsparty o ścianę obok zapalonej pochodni, ironicznie chichotał Ibn
Harudne.
111
Salam, moi panowie. Niechaj Allach, oby imię jego było błogosławione, będzie
z wami, niech oświetla wasze kroki i was prowadzi... .
Nie zdołał dokończyć zdania, gdyż Konrad jednym susem skoczył na niego i uca-
pił go za kark.
%7ładne salam, przeklęty niewierny! Dosyć tych sztuczek! Tym razem wyjaśnisz mi
wszystko i to natychmiast! .
Na brodę Proroka! wycharczał Turek, wyrywając się z uścisku. Mam nadzie-
ję, że nie wszyscy chrześcijańscy mnisi są tacy jak ty, mój przyjacielu, w przeciwnym
razie nastałyby ciężkie czasy dla wyznawców prawdziwej wiary! .
Cofnął się o krok, rozcierając szyję, zaś Konrad wpatrywał się w niego z wściekło-
ścią.
Czekam na wyjaśnienie, wysyczał Francuz. I radzę, byś był przekonujący! .
Sam bym ci powiedział, gdybyś dał mi czas zaśmiał się muzułmanin. Potem,
wskazując palcem na Konrada dodał: Ale kiedyś poproszę, byś zdjął ten strój i zmie-
rzył się ze mną! .
Od tej chwili możesz mną rozporządzać! .
Cierpliwości, panowie, wszak teraz znajdujemy się bez cienia wątpliwości
w najmniej szczęśliwym momencie do tego rodzaju rozmów , wtrącił Michał Scoto.
I zwracając się do Turka dodał: Lecz, wyłączając porywczość, wydaje mi się, iż nie cała
wina leży po stronie ojca Leclerca, panie. Zdrowy rozsądek nakazuje, byście się wytłu-
maczyli! .
Nie sądzę, bym was znał panie, odparł tamten. Zaś zdrowy rozsądek nakazu-
je, byście się przedstawili! .
Mag westchnął. W tych stronach jestem znany jako Michał Scoto .
Na brodÄ™ Proroka! .
Już to mówiłeś! , odciął się gniewnie Konrad.
I w moich stronach jesteście znani, na Allacha, aby jego imię było błogosławione
na wieki! rzekł Turek, nie zwracając uwagi na Konrada. Cóż was tutaj sprowadzi-
Å‚o? .
Jeśli już ktoś powinien powiedzieć, co tu robi, to ty nim jesteś! . Konrad był pur-
purowy na twarzy.
Zgoda, zgoda, nie trzeba się unosić! .
Jak to się stało, że czekałeś tu na nas? , warknął Francuz.
To ja poustawiałem świece wokół płyty, byście się domyślili, że jest tam przejście.
Długo wam zeszło z tym domyśleniem się! .
Mogłeś też zostawić jakiś znak, który by wskazał na głowę diabła! , przerwał mu
Gaddo.
Głowa diabła? zdumiał się tamten. Jaka głowa, jakiego diabła? .
112
Lewar do otwierania przejścia! , objaśnił Gaddo.
Turek wybuchnął śmiechem: Allach jest wielki! Teraz zrozumiałem! Zaczęliście
szukać lewara, a nie przyszło wam do głowy, że wystarczyło wejść na płytę: pod waszym
ciężarem sama by ustąpiła! Na Proroka, ale z was osły! A przecież znak był tak jasny! .
Spojrzeli na Michała Scota, który się przygarbił.
Skąd się dowiedziałeś o dzisiejszym wieczorze i o nas? , zapytał Konrad.
Powiedział mi o tym Szymon Visconti .
Zawsze on, przeklęty! rzekł Gaddo do Konrada. Po czyjej stronie stoi ten łaj-
dak? .
Tylko po swojej własnej. A czasami po mojej, co w obecnej sytuacji oznacza
to samo, zachichotał Turek. Lecz pozwólcie, że na ten temat zmilczę, na razie.
Zaspokoję wszelką ciekawość, gdy już będzie po wszystkim. Teraz mamy, ja i wy, cał-
kiem co innego do roboty .
Cóż takiego? , rzekł Konrad, blednąc.
Turek wskazał w kierunku ciemności. Na końcu tego tunelu są katarzy, których wy
szukacie. Wśród nich jest jeden, który ma coś, czego szukam ja . Potem, patrząc uważnie
na maga dodał: I obawiam się, że jest to ta sama rzecz, której szuka ten rum .
Michał Scoto pochylił z uśmiechem głowę: Dlaczego nie? Właściwie, powinno wy-
starczyć dla wszystkich! .
Czy można wiedzieć, o czym do licha teraz rozmawiacie? , wybuchł Gaddo, spo-
glÄ…dajÄ…c to na jednego, to na drugiego.
Wyjaśnię ci to pózniej rzekł Konrad, patrząc na Turka. Sądzę, że już zrozu-
miałem, ile trzeba. I ostatnia rzecz, zanim pójdziemy powiedział, zwracając się do
Harudne. W jaki sposób odkryłeś przejście? .
Tak ci się spieszy, by się tego dowiedzieć? .
Nie .
A więc powiem ci pózniej. Może, kiedy uregulujemy nasz rachuneczek. A teraz
dość, idziemy .
Tak oto, stąpając gęsiego śladami Harudne, zapuścili się w głąb tunelu.
Posuwali się ostrożnie jeszcze przez jakieś pół godziny. %7ładen nie śmiał się ode-
zwać. Serce Gadda stało się tak maleńkie, że prawie nie biło.
Od kiedy w mieście pojawił się Konrad, wszystko działo się tak błyskawicznie, że
nie miał nawet czasu, by zastanowić się, jak bardzo w tych ostatnich dniach zmieniło się
jego życie: od spokojnej egzystencji w arcybiskupstwie do wariackiej przygody z tymi
dwoma dziwacznymi postaciami, stróżami jakichś niesłychanych tajemnic.
I w miarę jak się posuwał, narastała w nim szalona chęć, by zawrócić, by głośno
rzec, iż on, otóż tak, iż on się boi. Lecz, naturalnie, zawstydził się. Och, nie, nie dlatego że
dopuścił się takiej myśli. Bił się jakiś czas z myślami, ale nie zdołał się przełamać.
113
Otwierał usta dwa, trzy razy by wyznać tchórzliwy zamiar, lecz żaden dzwięk nie
wyszedł mu z gardła. Wreszcie, zmobilizowawszy wszystkie siły, zatrzymał się i rzekł:
Ja... .
Szszsz! nakazał Turek, zatykając mu usta śniadym łapskiem. Przyszliśmy.
Tunel kończył się nagle wykutymi w kamieniu schodkami, które wiodły na górę.
Weszli nimi na palcach, idąc za Harudne. Schody zamykała jakby klapa, zrobiona z mar-
murowej płyty. Płyta przesuwała się po dwu prowadnicach. Turek przesunął ją na bok.
Owionęła ich fala zimnego powietrza. W górze dostrzegli gwiazdy. Harudne wy-
szedł pierwszy, rozglądając się wokoło. Wkrótce skinął dłonią na znak, że droga wolna.
Wyszli na powierzchnie.
Znalezli się na cmentarzu. Wokół płyty nagrobkowe, kruszące się posągi, kamienne
krzyże. I kompletna cisza.
Michał Scoto dotknął ramienia Konrada pokazując mu otwór, z którego wyszli:
był to grobowiec. Odsunięta na bok płyta miała na sobie płaskorzezbę wyobrażającą
śpiącego rycerza, z psem u stóp. Nad jego głową widniały dwie skrzyżowane trąby. To
znowu on, Roger Trumpington.
Spojrzeli po sobie z niepokojem i zamknęli przejście. W zimnej poświacie gwiazd
postępowali za Turkiem aż do wysokiego muru, który opasywał cały cmentarz. Szli tuż
przy nim, w całkowitym milczeniu. Dotarli na koniec do metalowej kraty, która otwie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]