- Strona pocz±tkowa
- Anne Brooks & Angelina Sparrow Glad Hands
- Gordon Richard Kapitański stół
- Brooks, Terry Landover 03a Wizard at Large
- ChróÂścielewski Tadeusz Szkoła dwóch dziewcząt
- Darcy_Lilian_ _Isabelle_Isabelle
- Vickie Taylor Gargoyles 1 Carved in Stone
- James H. Schmitz Agents of Vega
- Crissy Smith Were Chronicles 01 Pack Alfa
- Manuela Gretkowska Silikon
- Jordan Penny Serce w rozterce
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co to jest pierwotniak? zapytał cicho Zamały.
Jednokomórkowy organizm bez mózgu odparł z triumfem Piotr.
Zagubieni Chłopcy zaczęli wznosić okrzyki radości. Kubki waliły o stół, nogi
tupały w ziemię i wszyscy dosłownie poszaleli.
Banning! Banning! Hurra, Banning! wrzeszczeli wszyscy, w tym także
zwolennicy Chulia.
Piotr uśmiechnął się. Nie zastanawiając się wiele, sięgnął do swego talerza
i wziął trochę nibyjadła do ręki.
Przy okazji, Chulio zasyczał coś jeszcze właśnie przyszło mi do
głowy. Idz i possij nos zdechłego psa!
To mówiąc rzucił nibyjadłem w twarz Chulia. Na nowo wybuchły okrzyki
zachwytu. I oto po twarzy Chulia zaczęły ściekać pomarańczowe i zielone kawałki
107
jarzyn. Piotr przyglądał mu się przez chwilę, a potem spojrzał na swoją pustą dłoń.
Jakim cudem? Ale zaraz uśmiechnął się znów, zadziwiony odkryciem czegoś,
co jeszcze przed chwilą uważał za niemożliwe.
Chulio sięgnął do najbliższego talerza i cisnął w Piotra, któremu na twarzy
rozlał się z kolei gęsty, ciepły sos i kandyzowane owoce. Piotr polizał to i uśmiech-
nął się jeszcze szerzej. To było prawdziwe! A jak smakowało!
Kiedy spojrzał jeszcze raz, cały stół zastawiony był jedzeniem, a na pustych
przed chwilą talerzach piętrzyły się różne smakołyki. Oszołomiony, nagle poczuł,
że ogarnia go niewyobrażalna dotąd radość, usiadł i rzucił się na jedzenie.
Zamały promieniał i klaskał w ręce.
Udało ci się! Udało!
Piotr spojrzał na niego autentycznie zdziwiony.
Co mi się udało?
Pobawić się z nami, Piotrusiu odpowiedział cicho Kieszonka.
Wszyscy Zagubieni Chłopcy stłoczyli się wokół niego. Zaczęli krzyczeć:
Piotruś Zwycięzca . Piotr tymczasem jadł stwierdzając, że nigdy dotąd nic mu
tak bardzo nie smakowało. Jakiś chłopiec pokazał mu otwartą buzię z jedzeniem.
Piotr uśmiechnął się i zrobił to samo.
Wróżka Dzwoneczek fruwała między stołem a gałęziami Nibydrzewa wołając
do wszystkich:
Wiedziałam, że potrafi, wiedziałam!
Jeden z chłopców czknął po skończonym jedzeniu. Drugi zrobił to samo. I ko-
lejny. Piotr odchylił się i czknął tak potężnie, że wszyscy zaczęli pokładać się ze
śmiechu, a niektórzy nawet pospadali z krzeseł. Piotr śmiał się najgłośniej. Za-
pomniał, kim jest i dlaczego tu się znalazł. Zapomniał o swoim bólu i cierpieniu.
Zaprzątnięty zabawą nie miał czasu na zmartwienia. Nagle chwycił udko indyka
i udawał, że chce z nim uciec. Chłopcy zaczęli go dla żartu powstrzymywać. Piotr
wskoczył energicznie na stół i uniósł w górę indyczą nogę.
Posępny Chulio, który do tej pory tłumił swoją wściekłość w milczeniu,
w końcu stracił panowanie nad sobą. Na widok tego Niby-Piotrusia, który żarto-
wał sobie i psocił, jakby był jednym z nich, robiło mu się niedobrze. Z wściekłym
rykiem porwał dwa kokosy i rzucił je z całej siły w głowę Piotra.
To, co nastąpiło pózniej, pozostanie dla Piotra na zawsze zagadką. Ktoś krzyk-
nął ostrzegawczo, Piotr błyskawicznie obrócił się, cisnął udko i chwycił miecz
rzucony mu przez Asa. Okręcił się tak zwinnie i lekko, jakby robił takie rzeczy
przez całe życie. Ostrze miecza śmignęło w powietrzu rozcinając jednym uderze-
niem oba kokosy, które upadły przepołowione u jego stóp.
Zagubieni Chłopcy aż jęknęli i zapanowała cisza. Wszyscy, także i Chulio,
patrzyli na Piotra z niekłamanym podziwem i zachwytem. Piotr stał tak przez
chwilę bez ruchu z mieczem w dłoni, nie będąc pewnym, co właściwie zrobił ani
jak tego dokonał. Potem rzucił miecz i usiadł dokończyć jedzenie.
108
Wróżka Dzwoneczek fruwała nad nimi w powietrzu, a jej twarz promieniała
radością. Co za czasy szepnęła do siebie. Cóż za piękne czasy .
A w oczach miała łzy.
Cudowne chwile
Zachód słońca pomalował niebo szkarłatem, a woda w zatoce piratów nabrała
krwistego koloru. Wesoły Roger kołysał się wolno na kotwicy w rytm fal ude-
rzających w jego ciemny kadłub. Nabrzeże opustoszało, dzień pracy się skończył
i piraci poszli już do gospod i tawern, a także mniej szacownych miejsc wieczornej
rozrywki. Wyblakłe, złuszczone wraki starych okrętów leżały rozrzucone wokół
jak ogromne szkielety.
Jack w trójgraniastym kapeluszu, który był miniaturą kapelusza kapitana Ha-
ka, siedział na lufie Długiego Tomasza, niczym rycerz na swym rumaku i pan na
włościach. Nieustraszony, mały kapitan opierał ręce na lufie, a Zmierdziuch pilno-
wał go, żeby nie spadł. Jak dzieci na huśtawce, chłopiec i mężczyzna wpatrywali
się w rosnące na niebie księżyce Nibylandii.
Jack zamachał ręką i uśmiechnął się w zachwycie.
Jaki to był wspaniały dzień! pomyślał i zaczął wspominać.
* * *
Lekcje w kajucie Haka trwały tylko do chwili odkrycia kufra z programami
baseballowymi. StamtÄ…d Hak i Zmierdziuch zaprowadzili Jacka do portu, gdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]