- Strona pocz±tkowa
- Sarah Ashley Czułe chwile
- 03. Dynastia z Bostonu WhiteFeather Sheri Skandal milosny
- 0864. Orwig Sara Ród Garrisonów 02 Wspólnicy
- Herries Anne Narzeczone lorda Ravensdena(1)
- Brenden Laila Hannah 05 Zdrada
- Włóczędzy
- Morgan_Sarah_Zimowy_wieczor
- (ebook PDF) Perl Tutorial
- Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
- modular logistics capabilities book
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było szorstkie, miękkością to, co twarde. Wtuliła głowę w zagłębienie
jego ramienia, gorąca i roznamiętniona.
I w tym momencie zrozumiał, jaki jest jedyny sposób na to, by ją
przy sobie zatrzymać. Już wiedział, co zrobić, by stała się niezmienną
częścią jego świata, jego codziennego życia. Mógł ją zdobyć, mógł
sprawić, by połączyła ich nierozerwalna więz.
107
RS
- Wyjdz za mnie, Julio - powiedział cichym, pewnym głosem. -
Zostań moją żoną.
Szok. Niedowierzanie. Panika. Wzruszenie.
Tyle uczuć zakotłowało się nagle w duszy JJ, że na pewno nie
potrafiłaby ich nazwać. Wiedziała tylko, że gardło ma zaciśnięte, a
serce bije jej jak szalone.
Odskoczyła od Dylana, zrobiła dwa kroki w tył i stanęła,
wpatrując się w niego z napięciem, jakby podejrzewała, że postradał
zmysły.
- Proszę, powiedz, że to był żart - wyjąkała, choć dobrze
wiedziała, że mówił poważnie. Ujrzała to w jego oczach.
- Tym razem się nie wygłupiam - zapewnił ją. - Wręcz
przeciwnie. To są oświadczyny, Julio. Proszę cię o rękę.
- Jak to? Dlaczego? - wydusiła.
- %7łebyś ze mną została. %7łebyśmy mogli żyć razem, w legalnym i
uświęconym związku.
- Dylan, to się dzieje za szybko. - Nerwowo, drżącymi rękami
rozgarniała stertę ubrań, którą niefrasobliwie zostawili na podłodze
poprzedniego wieczoru.
- No i co z tego? - Nie przejÄ…Å‚ siÄ™. - PragnÄ™ tego. PragnÄ™ ciebie.
Wreszcie znalazła swoją bieliznę i ubrała się. Już wystarczająco
zle się stało, że miała na sobie jego koszulę. I że dopuściła, by byli ze
sobÄ… tak bardzo, tak niewypowiedzianie blisko.
Postąpiła kolejny krok do tyłu, omal się nie potykając o
rozrzucone po podłodze ubrania.
- Stajesz się zbyt zaborczy. Nie myślisz jasno. To szaleństwo.
108
RS
Jeśli się spodziewała, że zmieni decyzję i odwoła oświadczyny,
pomyliła się. Nie zamierzał zmienić zdania. Ani na jotę.
- No i co z tego? - powtórzył. - Już ci mówiłem, że cię pragnę.
Chcę spędzić z tobą życie.
Logiczna perswazja nic tu nie pomoże, pomyślała. Najwyrazniej
Dylan był na nią odporny. I, szczerze mówiąc, ona też. Gdzieś w głębi
duszy była ciągle tamtą małą dziewczynką, która ubierała się na biało
i stawała przed lustrem z bukietem kwiatów w dłoni. I to dziecko w
niej marzyło teraz, by przyjąć oświadczyny.
Najwyrazniej była tak samo szalona jak Dylan.
- Muszę wyjść na dwór, odetchnąć świeżym powietrzem. - Jak
lunatyczka ruszyła do oszklonych drzwi prowadzących na
wewnętrzny, prywatny taras, pewna, że Dylan idzie za nią krok w
krok.
Nie miał zamiaru pozwolić jej odejść, nie po tym, jak jego nagłe
oświadczyny zawisły między nimi w powietrzu, stawiając pod
znakiem zapytania charakter ich związku i całą przyszłość, a ona nie
dała mu żadnej odpowiedzi.
JJ wyszła na dwór, na zalany słońcem taras i powoli rozejrzała
się wokół jak ktoś, kto z trudem budzi się z letargu. Stały tu donice
pełne kwiatów, a w rogu filigranowy stolik do kawy i kilka krzeseł do
kompletu z ozdobnymi oparciami w formie ażurowych serc.
Odetchnęła głęboko świeżym, porannym powietrzem. Kwiaty
kołysały się w podmuchach lekkiego wiatru, a nad nimi polatywał
żółty motylek. Dała sobie chwilę na uspokojenie nerwów, a potem
odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Dylanem.
109
RS
Podszedł do niej, wysoki, postawny, z rękami w kieszeniach.
Słońce oświetlało złociście jego sylwetkę. Wyglądał jak... na ślubnym
zdjęciu.
- Julio, powiedz tak".
Pokręciła głową.
- Nie, Dylan.
- Przecież pasujemy do siebie. Dobrze wiesz, że jest nam razem
cholernie dobrze.
Miał rację. Pasowali do siebie aż za dobrze. W łóżku stanowili
istną mieszankę wybuchową. Był tylko jeden problem. Dylan nie
powiedział, że ją kocha, a JJ nie wierzyła w małżeństwo bez miłości.
Zresztą to nie miało znaczenia, bo przecież JJ nie była
zakochana w Dylanie. Ani troszeczkÄ™.
- Pomyślałem, że przeprowadzę się do Nevady - mówił z
entuzjazmem. - Kupię kawałek ziemi w okolicy schroniska, żebyś
mogła być blisko Henry'ego. I zbuduję dla nas dom. Będziesz mogła...
Przerwała mu gwałtownym gestem, osłupiała ze zdumienia.
- Zrobiłbyś to dla mnie? - Nie chciała rozważać jego propozycji.
Nie chciała, by jej serce wyrywało się do niego. Nie mogła się w nim
zakochać.
Złoty motyl przeleciał na kolejny kwiatek.
- A co z twoją stadniną? W Arizonie masz rodziców, całe życie...
- Konie mogę przewiezć do Nevady. Nowych pracowników
znajdę bez problemu. A rodziców możemy odwiedzać. Poza tym
myślę, że niedługo sami moglibyśmy założyć rodzinę, co ty na to?
110
RS
Zakręciło jej się w głowie. Na miękkich nogach doszła do
stolika i usiadła na krześle.
- Myślałam, że nie planowałeś mieć dzieci - powiedziała słabo.
- Bo nie planowałem. Myślałem, że zawsze będę kawalerem. Ale
to było, zanim spotkałem ciebie. Teraz marzy mi się dom, nasz
wspólny. I rodzina.
Sięgnął po jedno z krzeseł, odwrócił je i usiadł na nim okrakiem,
przyciskając pierś do oparcia w kształcie serca.
- Dopiero teraz zrozumiałem, że miałaś rację co do mnie. Kiedy
zniknęłaś, przeżyłem coś podobnego, jak w tamtej sytuacji z Lindą.
To samo dojmujące uczucie pustki. Jakbym stracił coś... kogoś...
mojego. Wtedy moje dziecko, a teraz kobietę, która miała zostać moją
żoną. Urodzić mi dzieci.
Poczuła wzruszenie tak silne, że aż bolesne. To, co powiedział,
było piękne, ale ona czekała na coś innego. Na wyznanie miłości. Na
słowa, które powinny paść przy okazji oświadczyn.
- Kiedy byłam mała, marzyłam o ślubie - wyznała. Liczyła, że
kiedy mu powie o swoich dziewczęcych fantazjach, ten obraz
przestanie ją wreszcie prześladować. - Wyobrażałam sobie, że jestem
panną młodą. To była moja tajemnica.
- Poważnie? - Przyjrzał jej się z ciekawością. W jego oczach
zobaczyła mnóstwo niezadanych pytań.
- Ile miałaś wtedy lat?
- Jakieś dziewięć.
- Opowiedz mi o tym - poprosił. - Jak miał wyglądać twój ślub?
Poszukała wzrokiem motyla, ale gdzieś zniknął.
111
RS
- Nie planowałam go w szczegółach, nie tak, jak zrobiłby to
dorosły. Po prostu stroiłam się przed lustrem.
Uśmiechnął się lekko.
- W co się ubierałaś?
- W białą koszulę nocną mojej mamy. Miała taką jedną, calutką
z koronki. Wykończoną falbanką. A jako welonu używałam firanki.
Wpinałam ją we włosy moimi najlepszymi, błyszczącymi spinkami.
- Musiałaś wyglądać cudownie.
Poczuła się zakłopotana. Nie tyle samym komplementem, co
tym, w jaki sposób go powiedział. Poważnie. Szczerze. Widziała, że
jej opowieść o dziewczęcych marzeniach urzekła go.
- Chciałam wyglądać jak panna młoda z jednej z moich
książeczek do kolorowania. Wyobrażałam sobie, że jestem wróżką,
która bierze bajkowy ślub.
- A kim był pan młody? - dopytywał się Dylan. - Jak wyglądał?
Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, przywołując
wspomnienia.
- Był księciem. Przyjeżdżał i zabierał mnie...
- Skąd? - wtrącił, zaintrygowany.
- Z mojego życia - przyznała. - Byłam samotnym dzieckiem.
Wycofanym, milczącym. Uciekałam w świat wyobrazni.
Chciała się roześmiać, zbagatelizować swoje słowa, ale to, co
wydała z siebie, przypominało raczej szloch.
- Chcę nim być, Julio. Oczywiście nie jestem księciem -
zastrzegł się. - Ale postaram się być dobrym mężem. Wszystko dla
ciebie zrobiÄ™.
112
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]