- Strona pocz±tkowa
- 134. Gina Wilkins Droga do szczęścia
- Droga do szczęścia Wilkins Gina
- Backup of Alastair J Archibald Grimm Dragonblaster 04 Truth and Deception (v5.0)
- Glen Cook Black Company 07 Bleak Season
- 48. Conan nieokieśÂ‚znany (Conan the Savage) 1992
- Jenkins Kate Stara panna wychodzi za mć…śź
- Ebook Rzeczpospolita Poetow Netpress Digital
- Greg Bear Queen of Angels
- Gardner Lisa Scott Alicia Cienie przeszlosci
- Nancy Haddock [Oldest City 02] Last Vampire Standing (v5.0) (lit)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ośmieliłbym się oddać dowództwa mojej armii w ręce jednego z oficerów Korsta czy
któregokolwiek z możnych przyjaciół Awintiego. Jesteś moim druhem, Conanie, jedynym, o
którym wiem, że mogę mu ufać.
Jeśli tak jest rzeczywiście powiedział żarliwie Conan usłuchaj mojej rady i pozbądz
siÄ™ Callidiosa.
Jak widzę, Cymmerianinowi nie sposób czegokolwiek wybić z głowy. Callidios jest mi
potrzebny. Stworzenie nowej armii zabierze wiele tygodni, a przez ten czas moglibyśmy
stanowić łatwy łup dla byle możnowładcy, posiadającego własne wojsko i domieszkę
królewskiej krwi w żyłach. Coś takiego nie zagraża nam, dopóki mamy Najwierniejszą
GwardiÄ™. Callidios zna tajemnicÄ™ dowodzenia niÄ…, ja nie.
Daj mi czas na przekształcenie Rewolucyjnej Armii Zingary w coś więcej niż gadaninę
Santidia, a nie będzie ci już potrzebny legion kamiennych diabłów przyrzekł Conan.
Przyjdz wtedy do mnie ze swoją radą rzekł Mordermi.
Cóż to? Czyżbyście tylko wy dwaj pozostali trzezwi? Santidio zatoczył się w ich stronę,
wspierając się na ramieniu siostry. Niech zaraza wezmie twoją koronę, Mordermi, jeżeli
masz przez nią pozostać trzezwy na własnej koronacji.
Dyskutuję z Conanem o stworzeniu nowej armii. Okazuj więcej szacunku, zwracając się
do swojego króla i wodza.
Santidio wydał z siebie beknięcie godne uwagi jak na tak szczupłego mężczyznę.
Awinti sądzi, że byłoby pożądanym gestem politycznym, gdybyś raczył dopuścić na
chwilę przed swoje oblicze barona Manovrę i hrabiego Periziego, którzy przybyli na
koronacjÄ™ nowego monarchy.
Oczywiście. Mordermi skłonił się przed Sandokazi. Pani, czy mogę ci ofiarować me
ramię? Swoją pięknością oślepiasz ich przenikliwe łepetyny, dzięki czemu wydobędę z nich
obietnicę każdego sojuszu.
Conan obserwował, jak ta trójka oddala się przez zatłoczoną salę balową. Przypomniał
sobie ich pierwsze spotkanie. W koronacyjnych szatach i złotej koronie Mordermi wyglądał
naprawdę po królewsku. Santidio wciąż sprawiał wrażenie pijanego studenta, który wystroił
się w swoje najlepsze ubranie. Urocza Sandokazi miała na sobie pozbawioną ramiączek
suknię ze sztywnego brokatu, rozszerzającą się pod opiętą gorsetem talią w mnóstwo fałd.
Spoglądając na swój niezbyt czysty strój, Conan zastanowił się, czy królewski generał nie
powinien zjawić się na uroczystości koronacyjnej w jakimś solidniejszym rynsztunku.
Pałac Rimanenda, obecnie Mordermiego, został już doprowadzony do jako takiego ładu po
niedawnym splÄ…drowaniu.
Ostatecznie szkody okazały się zbyt wielkie, gdyż w pewnym momencie Mordermi i jego
przyjaciele uświadomili sobie, że rabują własny dwór. Trzy dni pózniej lud Kordawy powitał
nowego monarchę głośnymi okrzykami i ulicznymi festynami. Wyjęty spod prawa herszt
wyrzutków zawsze był dla nich bohaterem, teraz zaś jako przywódca zwycięskich
buntowników stał się jeszcze oswobodzicielem.
Niech lud proklamuje mnie królem powiedział dwa dni temu Mordermi. To
wystarczy mi za całą koronację.
Ponieważ jednak nowy król musiał zostać uznany również przez zingarańską szlachtę,
Awinti uparł się, że trzeba dopełnić całości ceremoniału.
I tak się stało. W na poły zburzonym pałacu, zgodnie z arystokratycznymi tradycjami
Mordermi został koronowany na władcę Zingary. Aby nie robić złego wrażenia, Mordermi
zaprosił na koronację wszystkich kordawańczyków. Dziedziniec, którego kamienie jeszcze
niedawno pokrywały trupy i porozbijane sprzęty, znów zaroił się hałaśliwym tłumem, chociaż
tego dnia gawiedz przybyła, by się radować, nie zabijać, obfitymi strumieniami zaś lało się
wino, nie krew.
Conan opróżnił kielich, zastanawiając się, dlaczego nie jest w stanie dzielić z innymi
radosnej beztroski. Jego przyjaciele odnieśli oszałamiające zwycięstwo, a on sam został
nagrodzony wysokim stanowiskiem. Kiedy wyruszał na południe, by szukać szczęścia pośród
cywilizowanych narodów, w najbardziej szalonych snach nie liczył taki uśmiech losu.
Nie mógł zapomnieć twarzy umierającego Korsta. Ostatnie słowa generała wciąż brzmiały
mu w uszach. Czy Korst wyrażał jedynie swą gorycz z losu, jaki go spotkał, czy też w chwili
śmierci okazał się wieszczem? Conan widywał już takie przypadki wśród mężczyzn i kobiet
swojej rasy, których dosięgła śmierć.
Splunął i powiódł ponurym wzrokiem po bogato wystrojonych wielmożach, kręcących się
po sali balowej. Na zewnątrz, na dziedzińcu, hałasując i szerząc pijacką radość na przyległe
ulice, bawili się ludzie pokroju Cymmerianina. Wraz z nimi mógłby się upić i zapomnieć o
drwinie w oczach umierającego mężczyzny. Znalazłby jakąś hożą dziewkę, która nie
odtrąciłaby jego zalotów, a jeżeli ktoś potem zechciałby śpiewać albo wszcząć burdę, z
przyjemnością mógłby się do niego przyłączyć.
Z niesmakiem wymknął się z sali balowej. Na Croma! Korona nie nagrzała się jeszcze na
skroniach Mordermiego, a pałac z powrotem zamienił się w królewski dwór!
14
WYMARSZ W POLE
Nadchodzące tygodnie okazały się dla Conana bardzo pracowite. Cymmerianin często
[ Pobierz całość w formacie PDF ]