- Strona pocz±tkowa
- Dominiak Ryszard Tenegera 3 wzywa SOS
- Studies in the Psychology of Sex, Volume 2 by Havelock Ellis
- MAN Seminarium magisterskie E sem 3
- Alpha Billionaire 3 Helen Cooper
- Bill Bryson I'm a Stranger Here Myself
- Mniszkówna Helena Magnesy serc
- Secrets Of The UFO by Don Elkins with Carla Rueckert
- Barry Eisler Zabojca z Tokio
- Biggle Lloyd Pomnik
- Gordon B. Arnold Conspiracy Theory in Film, Television, and Politics (2008)(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miać opozycję i dbać o nadrzędny interes cesarza, pałacu i pań-
stwa. To właśnie robiły koterie ostrych, nie rozumiejąc jednak
subtelnych intencji cesarza, grzęzły w błędach, a ściślej - w
błędzie przerysowania. Chcąc zyskać uznanie pana, gorliwie
chciały wprowadzić porządek absolutny, tymczasem dostoj-
nemu panu chodziło o porządek zasadniczy, to znaczy - po-
rzÄ…dek, ale jednak z pewnym marginesem nieporzÄ…dku, na
którym mogłaby się manifestować monarsza łagodność i wy-
rozumiałość. Dlatego też; kiedy koteria ostrych zaczęła wkra-
czać już na ten margines, napotykała karcące spojrzenie wład-
cy. W pałacu były trzy frakcje zasadnicze - arystokratów,
biurokratów i tak zwanych ludzi osobistych. Frakcja arysto-
kratów, skrajnie konserwatywna i składająca się z wielkich
posiadaczy ziemskich, grupowała się głównie w Radzie koron-
nej, a jej przywódcą był rozstrzelany już książę Kassa. Frak-
cja biurokratów, najbardziej skłonna do zmian i najbardziej
oświecona, bo część jej przedstawicieli miała wyższe wykształ-
cenie, zapełniała ministerstwa i urzędy imperialne. Wreszcie
frakcja ludzi osobistych była osobliwością naszej władzy po-
wołaną do życia przez samego cesarza. Dostojny pan, zwo-
lennik silnego państwa i władzy centralnej, musiał toczyć prze-
biegłą i zręczną walkę z koterią arystokratów, która chciała
rządzić prowincjami i mieć słabego, powolnego cesarza. Ale
nie mógł walczyć z arystokracją jej własnymi rękoma i dla-
tego stale powoływał do. swojego otoczenia jako osobistych
nominantów i wybrańców ludzi z ludu, młodych i bystrych,
ale najniżej urodzonych, ot, kogoś z najbardziej podrzędnego
plebsu, często na chybił-trafił wybranego z motłochu groma-
dzącego się wówczas, kiedy pan nasz spotykał się z ludem. Ci
osobiści ludzie cesarza, wyciągnięci wprost z naszej rozpaczli-
wej i nędznej prowincji na salony najwyższego dworu i tu
spotykając się z naturalną nienawiścią i wrogością zasiedzia-
łych arystokratów, a szybko zakosztowawszy smaku pałaco-
wych splendorów i jawnego uroku władzy, z nieopisaną wprost
żarliwością i nawet namiętnością służyli cesarzowi, wiedząc,
że przebywają tu i sprawują niejednokrotnie najwyższe god-
ności w państwie tylko i wyłącznie z woli dostojnego pana.
Im to właśnie cesarz powierzał stanowiska wymagające naj-
większego zaufania. Ministerstwo pióra, cesarska policja po-
lityczna, zarząd pałacu były obsadzone tymi ludzmi. Oni wy-
krywali wszystkie spiski i knowania, tępili zarozumiałą i zło-
śliwą opozycję. Zważ, panie dziennikarzu, że cesarz nie tyl-
ko sam decydował o wszelkich nominacjach, ale dawniej oso-
biście każdemu je komunikował. On, tylko on! Obsadzał szczy-
ty hierarchyy, ale także jej średnie i niskie szczeble, wyzna-
czał naczelników poczt, kierowników szkół, posterunkowych
policji, wszystkich najzwyklejszych urzędników, ekonomów,
dyrektorów browarów, szpitali, hoteli, jeszcze raz powtórzę-
wszystkich, on, osobiście. Byli wzywani do Sali Audiencji na
godziny nominacji i tu ustawieni w nie kończącym się szere-
gu - bo to była masa, masa ludzi! - czekali na przybycie
cesarza. Potem każdy kolejno podchodził do tronu, wysłuchi-
wał przejęty i pochylony w ukłonie, jaką cesarz wyznacza mu
nominację, całował łaskawcę w rękę i cofając się tyłem, w
ukłonach - wychodził. Nawet najbardziej nieważąca nomi-
nacja miała cesarskie autorstwo, a to dlatego, że zródłem
wszelkiej władzy było nie państwo ani żadna inna instytucja,
tylko najosobiściej dostojny pan. Jakież to niezmiernie donio-
słe prawo! Bo z tej chwili spędzonej z cesarzem, kiedy ogła-
szał on nominacje i dawał błogosławieństwo, rodziła się szcze-
gólna międzyludzka więz, co prawda ujęta w reguły hierar-
chyy, ale jednak więz, a z niej wynikała jedna zasada, jaką
kierował się pan nasz wywyższając lub strącając ludzi - za-
sada lojalności. Mój przyjacielu, można by spisać bibliotekę
donosów, jakie latami spływały do cesarskiego ucha przeciw-
ko najbliższej postawionej mu osobie, ministrowi pióra - Walde
Giyorgisowi. Była to najbardziej przewrotna, odpychająca
i skorumpowana postać, jaką kiedykolwiek nosiły parkiety na-
szego pałacu. Samo złożenie donosu na tego człowieka groziło
skrajnie ponurymi konsekwencjami. Jakże musiało być już
zle, skoro mimo to - donosili. Ale ucho pańskie było zawsze
zamknięte. Walde Giyorgis mógł robić, co chciał, a rozpasa-
nie jego nie miało granic. Jednakże zaślepiony w swojej bu-
cie i bezkarności wziął raz udział w zebraniu frakcji spisko-
wej, o czym wywiad pałacowy powiadomił czcigodnego pana.
Pan czekał, aż Walde Giyorgis powie mu o tym postępku sam,
ale ten nie wspomniał o sprawie ani słowem, czyli - inaczej
mówiąc - złamał zasadę lojalności. I następnego dnia pan
zaczął godzinę nominacji od swojego własnego ministra pió-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]