- Strona pocz±tkowa
- James Fenimore Cooper Precaution, Volume 1
- Dostojewski Fiodor Wspomnienia z domu umarśÂ‚ych
- Anderson Poul Straśź Czasu Tom 1 Straśźnicy Czasu
- Konferencja we Wloszech Carole Mortimer
- The Astral Plane by C.W. Leadbeater
- 7 krokow do udanej sprzedazy 7ksprz
- Cabot Meg Pamić™tnik ksi晜źniczki 10 Pośźegnanie ksi晜źniczki
- James Patterson Alex Cross 06 Roses Are Red
- Walter Miller A Canticle For Leibowitz
- Movie Greats; A Critical Study of Classic Cinema Gillett, Philip
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tematy.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siÄ™ ku wam nie wyciÄ…gnie: sami z siebie wy dziÅ› wszystko... sami. Taki jest wielki smutek
wszystkiego, co było daremnie, co się nie nawiązało łańcuchem sił żywych.
Rozgniotły się słowa dalsze w miękkim zacisku warg, wyciągającym w dziób usta stare.
Zgrzybiałość ogromną dobyło wzburzenie z tej twarzy ptasiej, wystawiając jeszcze bardziej
ku górze ostry podbródek i zwierając ku niemu nos zakrzywiony pod niewyrazne czas jakiś
bełkotanie i chrypliwe przydechy niedołęstwa. Oburącz odpędzał od siebie to zniemczenie:
skronie ściskał, skrzepiął siebie.
Nie patrz tak! z litowaniem... Nic to! Dzwon ja dziś usłyszałem, dzwon na czasy, które
idą, niepokój o dusz młodych sile zatargał aż do trzewi nikczemną resztką sił moich. I nie
płacz mi!... Nie o tobie ja przecie... Nie o tobie.
Lecz nagle, oderwawszy drżące dłonie od skroni, sięgnął oburącz do jej głowy i przygarnął
ją z całych sił do piersi:
Twoją głowę najmłodszą!
88
Zaszedł ich baron, już przyodziany w półszlafrok jakiś czy też kurtkę myśliwską. Na progu
samym wykrzywił gołe usta w jamie baków, ofuknął starego dosyć twardo, czemu spać się
nie kładzie, i zadzwonił na służbę, by się nim zajęła. Ninę zdziwiła ta szorstkość po takim
respektowaniu sędziwca przy stole, a zdumiała jeszcze bardziej korna uległość starego. Baron
hukał mu w uszy, złożywszy w tubę ręce obie. Przecież on nie jest już taki znów głuchy!
pomyślała więc czemu oni z nim wszyscy w ten sposób?... A starzec zdał się rzeczywiście
wraz i zahukanym, bo oto słuchając czujnie z białek wytrzeszczeniem zdał się słyszeć jeszcze
mniej niż zwykle. Aha! Aha! krzyczał w odpowiedzi przerazliwie głośno, potakiwał ca-
łym ciałem i zbierał czym prędzej kije. Byłby powstał na nich z tym gniewnym impetem
energii, gdyby nie zjawienie się służącego, który pierwszym gestem pomocniczym zlekcewa-
żył ten wysiłek. Jakoż staremu poplątały się wraz ruchy i zmieszany a ponury, opadł rychło w
sobie: oddawał swe niedołęstwo już zupełnie biernie w ręce sługi. A gdy go podnoszono,
mruczał coś pod nosem, na co ani baron, ani służący nie zwracali najmniejszej uwagi.
To nagłe oniemienie, ogłuszenie starego i ducha w nim jakby przygaszenie twardą ręką
trzezwej opieki wydało się Ninie czymś potwornym.
Lecz oto baron patrzał spod oka na to wzburzenie jej pozostałe po rozmowie ze starym w
łzach zastygłych, w bladości twarzy i rąk drżeniu. Przez chwilę żuł gołymi wargi niepewność,
w jakiej formie należy się zwrócić do niej. W obawie, czy się stary nie wygadał przed nią z
czymś niepotrzebnym, uważał za konieczne wygłosić pouczenie małe, kwoli zasłonięciu i
siebie od sądów starego.
Muszę uprzedzić panią, że staruszek (baron zrobił dla młodej osoby to ustępstwo w
zdrobnieniu) jest niezupełnie odpowiedzialny za swoje słowa. I nic dziwnego: w tym wie-
ku! Więc czasem opowiada rzeczy zgoła nie istniejące oraz osądza sprawy i ludzi, których
rozumieć nie może. Dzisiaj zaś ma szczególnie pobudzoną imaginację tym wypowiedzeniem
wojny. Również nic dziwnego: wspomnienia dawne!... Proszę mi darować, ale po całym pani
wejrzeniu widzę, że on, posępny jak zawsze, musiał tu nadużyć pani wrażliwości.
Nina zipnęła łzami. (Sprawiło to niemal automatyczne tchnienie kontrastu: tej trzezwości
jasnej po omrokach starczego smutku.)
Szlachetnej dorzucił wobec tego baron czym prędzej szlachetnej wrażliwości!... Za
młoda pani jest, aby móc wytrzymać na sobie to tchnienie otwartego grobu.
Panie!
Trudno, trzeba te pesymizmy nazywać po imieniu rzekł sucho. Zapewne: należy bar-
dzo respektować wiek sędziwy, ale kto chce żyć...
A my chcemy żyć! dorzucił po wytrzymanej pauzie z wykładnym gestem dłoni. Nam
trzeba pogody, zaufania, wiary w siebie. Nam trzeba krzepić się nawzajem, a nie pognębiać w
takie ot rozprzężenia serdeczne... Niechże się pani opanuje. Ja panią w tym stanie nie mogę
nawet samą tu zostawić, a żona już się ułożyła. Głowa ją boli rzucił kwaśnym nawiasem.
Nam trzeba... Może pani wody podać?... Nam trzeba mocno stać. Bo zresztą nikt nam ręki nie
poda.
On mówił...
Mówił sam? A widzi pani!
O młodych mówił.
Młodość nie powinna na naukę do grobów schodzić. To nie jest szkoła życia.
Panie, na miłość boską, toż on jeszcze żyje! Ot, tam idzie. Może i słyszy nawet. On
wszystko wie, co siÄ™ tu dzieje.
89
Hę?!... baron błysnął zezem podejrzliwym. Nie, nie słyszy opanował się natych-
miast. Daj mu, Boże, jak najdłużej życia. Tylko na to pojenie starczym pesymizmem duszy
młodej, osobliwie przyjaciółki mej żony, nie bardzo mogę pozwolić. A za sędzię również go
sobie nie obiorę. Powiadają, że należy żyć dla tych, którzy po nas przyjdą, ale nikt jeszcze nie
pouczał, żeby żyć dla tych, którzy przed nami byli. Przeto, cokolwiek on mógł tu pani opo-
wiadać o ludziach i sprawach... Bourgeois raczy nas obzywać przed służbą pan major fran-
cuski... Z awanturniczego życia pana majora po świecie mamy tu wszyscy w rezultacie tyle
(baron pokazał figę) a jego rozumienie naszych konieczności oraz intencji równa się temuż.
Gdyby cała przeszłość spoglądała na nas z aprobatą lub nie, mielibyśmy w zysku lub stracie
tyleż. (Tu baron pokazał trzecią figę.) Jeśli nam tu nikt ręki nie poda, to oni, oni najmniej.
Jacyż to oni ? pytała głucho.
No, przeszłość, myślę.
Obejrzała się mimo woli poza siebie ku drzwiom otwartym.
Oto wyprowadzają go tam przez salon długi; kołacze się w swych kijów postuku i mruczy
coś pod wąsem długim, na co nikt nie zwraca najmniejszej uwagi: wlecze się właśnie jak ta
przeszłość ogłuszona i oniemiała pod twardą ręką trzezwości i odprowadzona precz, jakby na
przechowanie do nowej okazji odświętnego respektowania.
Chyba pani nie przypuszcza, że mu się tu jakakolwiek krzywda dzieje? zdjął baron z
bezradnego nachmurzenia się troski czy żalu na twarzy dziewczyny. Pielęgnujemy. %7łe też
ta wasza kobieca wrażliwość kieruje się zawsze ku niedołęstwu raczej nizli ku życiu... O, te
łzy na przykład proszę mi, starszemu człowiekowi, darować szczerość! te łzy niech pani
sobie schowa na swoje kobiece tam smutki, daj Boże, najprzelotniejsze. Nie młodej to ko-
biety rzecz: osądy życia i ludzi.
Ja nie osądzam! tłumaczyła się czym prędzej tonem zdumienia. Tylko... A zresztą:
już nic! Nic już nie wiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]