- Strona pocz±tkowa
- Lowell Elizabeth Donovanowie 04 Rubinowe bagna
- Elizabeth Lowell Don 04 Rubinowe bagna
- Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
- Elizabeth Mayne Lion's Lady
- Szarada Hawksley Elizabeth
- Hawksley Elizabeth Testament
- The Blazing Lights of the Sun and Moon
- Loius L'Amour The Last of the Breed
- Ekologia skrypt2a
- Kleypas Lisa Gamblers 3 Against The Odds (Where's My Hero)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- b1a4banapl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
glądał posiadłości, ten jednak znikł bez śladu. Dan nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ludzka stopa nie stanęła w winnicy od lat. Tego
ranka przeglądał ogłoszenia w poszukiwaniu zarządcy i dogadał się z przedsiębiorcą budowlanym. Jutro postara się doprowadzić staj-
nie do stanu używalności.
Ze szklanką wina w dłoni smętnie wpatrywał się w opalizujące niebo. Ten widok przywiódł mu na myśl oczy Ellie Parrish Duveen.
- Och, chrzanić robotę - mruknął sam do siebie, wyciągnął jej wizytówkę z kieszeni i zadzwonił.
- Słucham? - Wydawała się rozkojarzona, jakby przytrzymywała słuchawkę ramieniem i zajmowała setką innych rzeczy.
- Chciałem panią tylko zawiadomić, że mój samochód nie ucierpiał tak bardzo, jak to początkowo wyglądało. Mój mechanik jutro się
tym zajmie.
- To wspaniale, Wesoły Danny. - Wyraznie słyszał radosne nuty w jej głosie.
- Zastanawiałem się...
42
Ellie zastygła w bezruchu. Trudno, klient poczeka na resztę. Przycisnęła słuchawkę mocniej, żeby hałasy z restauracji przeszkadzały
jej w jak najmniejszym stopniu.
- Nad czym, jeśli można wiedzieć? - Nie mogła opanować uśmiechu przy tych słowach.
Maya zatrzymała się w pół kroku. Talerze z sałatką nawet nie drgnęły w jej zręcznych dłoniach. Czyżby Ellie naprawdę poświęcała
czas na rozmowę z mężczyzną, zamiast go, jak to miała w zwyczaju, od razu spławić?
Dan chrzÄ…knÄ…Å‚.
- Na przykład, czy może mi pani wytłumaczyć, jak to się dzieje, że chociaż Montecito leży nad Pacyfikiem, słońce zachodzi za góra-
mi, a nie nad wodÄ…?
- W tym punkcie wybrzeże leży na południu, a góry Santa Ynez ciągną się ze wschodu na zachód. Dla przybyszów jest to, i owszem,
mylące, ale to wybryk natury. Poza tym, panie Cassidy, mnie pan nie nabierze. Wiedział pan o tym doskonale. Swojądrogą, co pan
robi na plaży, obserwując zachody słońca? Przecież mieszka pan w winnicy Running Horse?
W tym momencie nie mógł opanować żałosnego westchnienia.
-Niestety, nieco potrwa, zanim dom zasłuży na miano mieszkalnego dla stworzeń innych niż szczury, nietoperze i Bóg wie co jesz-
cze. Ludzie mają nieco wyższe oczekiwania, jeśli chodzi o czystość i wygody. Dlatego siedzę teraz w Pada-ro Lane, w wynajętym
domku, sam jak palec...
- I smutny - dokończyła za niego, posyłając Mai, która nadal podsłuchiwała, mordercze spojrzenie.
Maya, zaintrygowana, przewróciła piwnymi oczami i oddaliła się z sałatkami. Ellie naprawdę flirtuje!
- Strzał w dziesiątkę, panno Parrish Duveen. Co mi przypomniało, nad czym jeszcze się zastanawiałem. Zdaję sobie sprawę, że jest
pani kobietÄ… bardzo zapracowanÄ…...
- Podobnie jak pan wkrótce będzie bardzo zapracowanym mężczyzną... - wtrąciła, mocniej przyciskając słuchawkę do ucha. Nadal
się uśmiechała.
- Fakt. Ale chyba czasami ma pani wolny wieczór? Pomyślałem sobie, że byłaby to doskonała okazja, by się przekonać, jak sobie ra-
dzi konkurencja. Powiedzmy, kolacja w Chinois"?
Rozbawił ją ten pomysł.
- Panie Wesoły Danny, nie jestem dla nich żadną konkurencją. Mam tylko jedną z niezliczonych ulicznych kafejek w tym mieście.
Oni grajÄ… w pierwszej lidze.
A pózniej powiedziała mu to, co ostatnio słyszeli od niej wszyscy mężczyzni.
- Naprawdę bardzo mi przykro, ale jestem teraz bardzo zajęta. Może innym razem...
Urwała. Dan pospieszył z odpowiedzią:
- W porzÄ…dku, rozumiem, praca przede wszystkim.
- W każdym razie, dzięki - dodała z cieniem żalu, ale widziała już, że klienci się niecierpliwią. - Muszę kończyć.
43
- Dobrze. W każdym razie cieszę się, że panią poznałem. Znowu.
- Cześć - rzuciła sucho i odłożyła słuchawkę.
Maya splotła ręce na piersiach i wysunęła podbródek do przodu. Nigdy nie spuszczała przyjaciółki z oka, ale nawet ona nie była w
stanie pojąć dziwacznej etyki zawodowej, jaką Ellie się kierowała, i namówić ją na choćby ubogie życie towarzyskie. Nic dziwnego
więc, że tak się ucieszyła, słysząc, jak Ellie miło rozmawia z mężczyzną
- Spławiłaś go, czy może coś umknęło mojej uwagi? Bo chciał się z tobą umówić, prawda?
Ellie skinęła głową.
- Chciał.
-1...? - Maya uciszyła ją ruchem dłoni; i tak znała odpowiedz na to pytanie. - Nie, lepiej nic nie mów. Powiedziałaś mu, że nie masz
czasu. Na Boga, dziewczyno, ile to ma jeszcze trwać? Nie mam nic przeciwko celibatowi, to twój wybór, ale na miłość boską, mogła-
byś z nim chociaż pogadać! To twoje życie, Ellie. Nie możesz się ograniczać do tego! - Zatoczyła łuk ramieniem i przy okazji prze-
wróciła butelkę wiana. - No, ładnie. Zobacz, co zrobiłam. To wszystko przez ciebie!
Ellie uśmiechnęła się pod nosem. Nieraz już miała okazję się przekonać o wybuchowym temperamencie przyjaciółki.
- Powiedziałam tylko, że teraz jestem zajęta - wyjaśniła spokojnie. - A ty, gdybyś poświęcała tyle uwagi klientom, ile moim rozmo-
wom telefonicznym, zorientowałabyś się, że stolik trzeci czeka na karty dań.
Maya łypnęła na nią spode łba i oddaliła się kołysząc biodrami.
- Kuskus z baraniną się skończył - poinformowała lodowatym tonem. Wyładuje gniew na gościach. Trzej mężczyzni patrzyli na nią
nic nie rozumiejącym wzrokiem, co nieco poprawiło jej humor. - Ale paprykowe ahi Chana jest wręcz boskie - dodała słodko. - Pole-
cam je panom osobiście.
Szkoda, że Ellie nie da się równie łatwo polecić faceta i wieczoru z dala od restauracji.
Rozdziałl2
M
aya Morris zaprzyjazniła się z Ellie w college'u. Przyjechała do Phoenix ze Wschodniego Wybrzeża, klasyczna młoda żydowska
dziewczyna z Manhattanu -jasnowłosa, piękna, przemądrzała, szybka w słowach. A Ellie zjawiła się z Zachodniego Wybrzeża, dłu-
gonoga, rudowłosa, dobrze wychowana, naiwna, niezdarna, z błyskiem zachwytu nad dopiero co zdobytą wolnością w oczach. To po-
łączenie aż się prosiło o kłopoty, nawet dla takiej ekspertki w tej dziedzinie, jaką była Maya. Polubiły się od pierwszej chwili. Odkry-
Å‚y w sobie pokrewne dusze.
Po kilku tygodniach wynajęły sobie mały domek poza kampusem i zaczęły, jak to określała Maya, robić imprezy", a według Ellie
wydawać skromne przyjęcia". Nieważne, jakim mianem to określić: wszystko sprowadzało się do tego, że goście zjawiali się z bu-
telką i czymś do jedzenia. Ci, którzy umieli, grali na gitarach i wszystkim, cokolwiek jeszcze przynieśli, a zagłuszała ich muzyka z
magnetofonu. Po miesiącu właściciel wyrzucił obie dziewczyny na bruk.
Nie zrażone tym niepowodzeniem, znalazły sobie inne lokum, gdzie zachowanie ciszy nie miało takiego znaczenia, bo sąsiadowali z
nimi studenci. Właśnie wtedy upojenie wolnością ogarnęło Ellie do tego stopnia, że przehandlowała swojego pathfmdera na harleya,
wielki, lśniący chromem i czerwienią motocykl.
Maya leniwie kołysała się na huśtawce na werandzie, kiedy Ellie zahamowała przed domem z fasonem, z piskiem opon.
- Co ty na to? - wrzasnęła, usiłując przekrzyczeć piekielny ryk silnika. - Ekstra, nie?
Maya przestała się huśtać. Po ostatniej nocy miała strasznego kaca, ale nigdy nie traciła fasonu.
- Do czegoś takiego musimy mieć specjalne ciuchy.
- Prawda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]