- Strona pocz±tkowa
- John Norman Gor 08 Hunters of Gor
- Brandi Maxwell [Menage Everlasting 08] Ella's Desire (pdf)
- Gordon Dickson Childe 08 The Chantry Guild
- Linda Cajio Jak czysty jedwab
- Barry Eisler Zabojca z Tokio
- Docc Hilford Our Magic Edited
- Jennifer Quiles MĂĄs que Amigas
- RUS.Baszkirciewa.N. Dziurawiec zabójca chorób
- 0415329167.Routledge.Trust.and.Toleration.Sep.2004
- Charon Daria Siostrzenica markizy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotoexpress.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzelił w drzwi banku. Albert, stojąc teraz, powiedział: Chryste, rabują bank, Chryste, zróbmy coś i
jednocześnie Harry usłyszał
terkot motoru Forda w bocznej ulicy i zobaczył taksówkę ścinającą zakręt i wypadającą na nabrzeże.
Na tylnych siedzeniach siedzieli trzej Kubańczycy, czwarty obok szofera.
Gdzie kuter? wrzasnął jeden z nich po hiszpańsku.
Tu, głupcze! odkrzyknął drugi.
To nie jest ten kuter.
Ale ten szyper.
Prędzej, prędzej, na miłość boską!
Wysiadaj powiedział Kubańczyk do szofera. Ręce do góry.
Szofer stanął obok samochodu, Kubańczyk wsunął mu nóż za pasek spodni, szarpnął
do siebie i rozciął pasek i nogawkę prawie do kolan. Jednym ruchem ściągnął spodnie w dół.
Stój i nie ruszaj się powiedział. Dwaj Kubańczycy rzucili teczki do kokpitu i cała czwórka
zwaliła się na pokład.
No, jazda! wrzasnął któryś. Ten najwyższy z pistoletem maszynowym dzgnął
Harry ego lufÄ… w plecy.
Prędzej, dziadu! zawołał. Ruszamy!
Wolnego powiedział Harry. Wyceluj pan tę pukawkę gdzie indziej.
Zdejmuj cumy zwrócił się ten duży z pistoletem do Alberta. Ty!
Harry, czekaj! zawołał Albert. Nie ruszaj! To oni rabowali bank!
Dryblas z pistoletem obrócił się i wycelował w Alberta. Nie! zawołał Albert.
Nie! Nie!
Lufa znajdowała się tak blisko jego piersi, że kule plasnęły, jakby kto wymierzył trzy klapsy. Albert
osunął się na kolana, oczy miał szeroko otwarte, usta rozchylone. Miał taką minę, jakby chciał jeszcze raz
wykrzyknąć: Nie!
Obejdziesz się bez pomocnika powiedział duży Kubańczyk. Ty skurwysynu z jedną ręką.
Potem po hiszpańsku: Odetnijcie te liny nożem do ryb. I znowu po angielsku: Jazda. Ruszamy.
Wsadz mu rewolwer pod żebra dodał po hiszpańsku. I po angielsku do Harry ego:
Jazda. Ruszamy. Bo strzelam w Å‚eb.
Dobrze. Zaraz powiedział Harry.
Jeden z dwóch Kubańczyków podobnych do Indian przytknął mu lufę do boku, po stronie
amputowanej ręki. Lufa dotykała niemal żelaznego haka na końcu kikuta.
Kiedy odrywał kuter od nabrzeża, obracając koło sterowe zdrową ręką, obejrzał się, żeby sprawdzić
odległość między burtą a filarami, i zobaczył Alberta, który klęczał na rufie, z głową przechyloną teraz na
bok, w kałuży krwi. Na molo zobaczył taksówkę, obok gruby szofer w kalesonach, ze spodniami wokół
kostek u nóg, trzymał ręce wysoko nad głową i usta miał prawie tak szeroko otwarte jak Albert. Ulica
wciąż była pusta.
Pale nabrzeża przesuwały się za burtą, gdy Harry wyprowadzał kuter z basenu; po chwili był już w
kanale, mijał molo latarni morskiej.
Jazda. Naciśnij gaz! powiedział duży Kubańczyk. Radzę ci się pośpieszyć.
Zabierz pan ten rewolwer odparł Harry. Myślał: Mógłbym wpakować kuter na mieliznę, ale
wtedy szkoda gadać, ten drań mnie zatłucze .
Dodaj gazu powiedział duży Kubańczyk. Potem po hiszpańsku do tamtych:
Połóżcie się na brzuchu, wszyscy. Trzymajcie szypra na muszce. Sam położył się na rufie,
zepchnąwszy wpierw ciało Alberta do kokpitu. Harry siedział przy sterze. Patrząc prosto przed siebie
wyprowadził kuter z kanału, teraz mijał wejście do dawnej bazy łodzi podwodnych z tablicą orientacyjną
dla jachtów i zielonym sygnałem świetlnym, teraz mijał
fort, czerwony sygnał świetlny. Obejrzał się. Duży Kubańczyk wyjął z kieszeni zielone pudełko z
nabojami i ładował magazynki. Położył broń obok siebie na deskach i ładował
magazynki na ślepo, dotykiem, patrzał zaś ponad rufą w stronę nabrzeża. Dwaj inni też oglądali się za
siebie i tylko jeden pilnował Harry ego. Ten, który go pilnował taki z twarzy podobny do Indianina
pokazał mu rewolwerem, żeby patrzał przed siebie. Jeszcze żadna łódz nie rozpoczęła pościgu. Silniki
pracowały równo, kuter szedł z odpływem. Harry zauważył, że boja, którą mija, jest silnie pochylona ku
otwartemu morzu, a u jej podstawy prąd tworzy wiry. Tylko dwie łodzie motorowe z Key West mogłyby
nas dogonić
pomyślał Harry. Jedna, ta Raya, wozi pocztę z Matecumbe. Gdzie jest druga? Widziałem ją dwa dni
temu w warsztacie stoczniowym Eda Taylora przypomniał sobie. To ta, którą Miodousty miał dla
mnie ewentualnie wynająć. Są jeszcze dwie poprawił się w myślach.
Jedną Państwowy Zarząd Dróg trzyma w objezdzie gdzieś między wyspami. Druga poszła do remontu
w Garrison Bight. Ileśmy mogli przepłynąć? Obejrzał się i daleko za sobą zobaczył
fort i wynurzającą się spoza zabudowań doków ceglaną bryłę budynku starej poczty, i żółte ściany
hotelu górującego nad wąską linią dachów miasta. Dalej zobaczył przystań fortu i latarnię morską ponad
domami schodzącymi w dół aż do wielkiego hotelu zimowego.
Najmniej cztery miłe pomyślał. Teraz idą. Dwa białe kutry rybackie okrążyły falochron i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]