- Strona pocz±tkowa
- Lensman 06 Smith, E E 'Doc' Children of the Lens
- Connie Mason A Taste of Sin
- Ekologia skrypt2a
- Manuela Gretkowska Silikon
- Eckhart (Mistrz) Traktaty
- Linda Cajio Jak czysty jedwab
- Wyspa namiętnoÂści
- Wojownik Trzech śÂšwiatów 04 Straśźnicy KośÂ›ciuszko Robert
- Sands Charlene śÂšwić™ta z gwiazdć…‌
- Gregory Benford The Sunborn
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninue.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wezwanie. Nagle więc, tak szybko jak letnia burza w Teksasie, podczas której spada dziesięć
centymetrów wody i momentalnie znika, zniknął i Scotty. Po raz pierwszy, od kiedy skończył
czternaście lat, Bobbyemu zabrakło Scotta, za którym mógłby podążać.
Przez jedenaście lat Bobby wałęsał się w życiu jak Mojżesz po pustyni Synaj, starając się
odnalezć w nim sens bez Scotta. Czasami czytał o swoim starym przyjacielu w kronice
towarzyskiej (państwo Fenneyowie pojawili się na takim to a takim balu), a czasami na stronach
gospodarczych (kolejny triumf na sali sądowej A. Scotta Fenneya). Za każdym razem, kiedy
czytał coś na temat starego druha, wracały wspomnienia i znów czuł się bardzo samotny.
A jednak, choć bez wielkiego przekonania, Bobby ułożył sobie jakoś życie. Nie było to
specjalnie ciekawe życie - tak właśnie sobie pomyślał dziś rano, kiedy po przybyciu do kancelarii
przeszedł nad pijakiem leżącym na progu. Oto kolejny dzień wpłacania kaucji za ćpunów, walka
o uniemożliwienie eksmisji, jedzenie koreańskich pączków, picie meksykańskiego piwa i gra w
bilard w barze obok . Ale wtedy zadzwonił telefon i odezwała się jakaś kobieta, przedstawiając
się jako sekretarka Scotta Fenneya. Kiedy zaprosiła go na lunch ze Scottem w Downtown Club,
Bobby poważnie rozważał wykonanie telefonu na numer ratunkowy i prośbę o podłączenie go do
defibrylatora. Przyjął zaproszenie, położył słuchawkę na widełki, przejrzał garderobę i
momentalnie pożałował pochopnej decyzji. Chodził po kancelarii przez godzinę jak niespokojny
lew w klatce w zoo, postanawiając, że zadzwoni i wykręci się z tego spotkania, i tyle samo razy
dochodząc do wniosku, że może jednak nie. Kiedy w końcu zaparkował swojego starego
gruchota na parkingu pod Dibrell Tower, a parkingowy obrzucił samochód spojrzeniem i parsknął
tylko, Bobby wiedział, że porywa się z motyką na księżyc.
Bobby Herrin zdecydowanie nie pasował do takiego miejsca jak Downtown Club.
Spostrzegł, że palcem stuka w stół, jakby wysyłał z tonącego statku gorączkowe SOS
alfabetem Morsea. Bardzo chciało mu się zapalić papierosa, ale rada miejska Dallas zakazała
palenia w miejscach publicznych. Bardzo, ale to bardzo chciał wstać, wyjść i wrócić do
wschodniego Dallas, gdzie byÅ‚o jego miejsce. »Niech to jasny szlag trafi! Dlaczego przyjÄ…Å‚em to
zaproszenie na lunch? . Powtarzał sobie w myślach, że uczynił to tylko dlatego, że telefon od
sekretarki Scotta zupełnie go zaskoczył, ale prawda była inna: bardzo chciał się ze Scottem
zobaczyć.
Tęsknił za nim bardziej niż za dwiema byłymi żonami.
Bobby odszukał Scotta wzrokiem i zobaczył go kilka stolików dalej, jak opiera się o blat i
szepcze coś do ucha facetowi, którego twarz również rozpoznał. Nie wiadomo, co Scotty mu
powiedział, ale facet był w siódmym niebie. Wstał i uścisnął Fenneyowi dłoń, walnął go po
plecach i, cholera, niemal uściskał. Scott podszedł do Bobbyego, szeroko się uśmiechając, i
usiadł po drugiej stronie stołu.
- Znasz Toma Dibrella? - zapytał Bobby.
- Jestem jego adwokatem. Zciągnąłem go z jednej baby. Dosłownie. - Scotty pochylił się i
wyszeptał. - Tom ma duży problem, bo jego kutas kasuje go jak nowojorski taksówkarz.
- Scotty, to jest facet, który płacił zawodnikom SMU i przez niego drużyna odpadła z
rozgrywek! Kiedyś nienawidziłeś takich szmaciarzy. A teraz pracujesz dla niego? Dlaczego?
Scott się uśmiechnął.
- Dla trzech milionów dolarów w honorariach, Bobby. Dlatego.
Suma ta odebrała Bobbyemu mowę. Trzy miliony dolarów! . W najlepszym roku Bobby
zarobił dwadzieścia siedem tysięcy pięćset dolarów. Ledwie spotkali się po jedenastu latach, a już
ponownie zaczął zazdrościć przyjacielowi takiego życia. Oczywiście Bobby miał lojalnych
klientów - jeden przynosił mu co tydzień domowe ciasto, pewna kobieta nazwała swojego
nieślubnego syna jego imieniem, ale piwo i pączki za darmo to był szczyt możliwości, jakie
zapewniała mu jego obecna pozycja. W zeszłym roku jego najlepszy klient zapłacił mu pięćset
dolarów. Najlepszy klient Scotta płacił mu trzy miliony. We wszystkich anglojęzycznych
dzielnicach Dallas pieniądze były jedynym wyznacznikiem sukcesu adwokata i tym samym
jedynie wśród hiszpańskojęzycznej populacji wschodniego Dallas Robert Herrin mógł nie być
uważany za całkowite zero.
Podobne myśli prowadziły do głębokiej depresji, która zdarzała mu się codziennie. W takich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]