- Strona pocz±tkowa
- Glen Cook Dread Empire 01 The Fire In His Hands
- The Boston Cooking School Cook Book 1857 1915
- Glen Cook Black Company 10 Soldiers Live
- Glen Cook Black Company 07 Bleak Season
- Glen Cook Starfishers 01 Shadowline
- Glen Cook Darkwar 03 Ceremony
- Schone Robin Erotic romance 02 Kobieta Gabriela
- Borowski Tadeusz Wyb悜‚r opowiadaćą_
- Hassel Sven Batalion marszowy
- Edna Buchanan You Only Die Twice (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- apo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
partiach.
- To skandal! - wybuchnął Kim. - Opinia publiczna musi się o tym dowiedzieć.
Przekonałaś mnie, że muszę zobaczyć, jak pracuje rzeznia.
- Właśnie z tego powodu rzeznie nie lubią gości - stwierdziła Marsha. - I
dlatego nigdy nie uda ci się tam wejść. Choć to nie cała prawda. Ubój zwierząt
zawsze był pracochłonny, a jedną z największych bolączek jest ciągły niedobór
pracowników. Przypuszczam, że gdybyś zmęczył się kardiochirurgią, łatwo
dostałbyś pracę w rzezni. Oczywiście byłoby lepiej, gdybyś był nielegalnym
imigrantem, wtedy mogliby ci płacić poniżej minimalnej stawki.
- Czy nie przedstawiasz tego w nieco zbyt czarnym kolorze?
- Takie są realia - odparła Marsha. - To ciężka, niewdzięczna praca, ten
przemysł zawsze trwał dzięki imigrantom. Dzisiaj zmieniło się tylko to, że są
nimi raczej robotnicy z Ameryki Aacińskiej, zwłaszcza z Meksyku, niż z Europy
Wschodniej, skąd przyjeżdżali dawniej.
- To brzmi coraz gorzej - przyznał Kim. - Nie mogę uwierzyć, że nigdy o tym
nie pomyślałem. To znaczy, że jedząc mięso, ja też jestem w jakiś sposób
odpowiedzialny.
- To ciemna strona kapitalizmu. Nie chcę mówić jak radykalna socjalistka, ale
jest to szczególnie jaskrawy przykład triumfu zysku nad etyką. Chciwość i
kompletne nieliczenie się z konsekwencjami. Między innymi z tych pobudek
zatrudniłam się w departamencie, gdyż mógł on coś zmienić.
- Jeśli zmiany uznano by za pożądane przez decydentów - dodał Kim.
- Racja - zgodziła się Marsha.
- Podsumowując - rzekł Kim - mówimy o przemyśle, który wyzyskuje swoich
pracowników i nie cofa się przed zabiciem setek dzieci rocznie. - Kim
potrząsnął z niedowierzaniem głową. - Wiesz, to jest zupełny brak etyki, który
jeszcze bardziej każe mi się martwić o ciebie.
- Nie rozumiem - odrzekła Marsha.
- Chodzi mi o to, że za chwilę pojedziesz złożyć wizytę w Higgins i Hancock
pod fałszywym pretekstem - wyjaśnił Kim. - Posługując się swoją legitymacją,
dasz im do zrozumienia, że to oficjalna wizyta.
- Naturalnie - odparła Marsha. - To jedyny sposób, żebym tam weszła.
- Ale skoro oni są tak przezorni - stwierdził Kim - czy nie będziesz zanadto
ryzykować? I nie mam na myśli bezpieczeństwa i higieny pracy.
- Rozumiem, co masz na myśli - powiedziała Marsha. - Dziękuję ci za troskę,
ale nie martwię się o swoje bezpieczeństwo. Najgorsze, co może się zdarzyć, to
to, że poskarżą się mojemu szefowi, tak jak groził Jack Cartwright.
- Jesteś pewna? - zapytał Kim. - Nie chciałbym, żebyś jechała, jeżeli istnieje
choćby cień niebezpieczeństwa. Mówiąc szczerze, po tym zajściu w Mercer Meats
denerwuję się, kiedy masz coś dla mnie zrobić. Może powinnaś pozwolić mi
działać na własną rękę. Jeśli pojedziesz tam dziś w nocy, przez cały czas będę
się denerwował.
- Pochlebia mi twoja troska - odparła Marsha. - Uważam jednak, że powinnam po
prostu pojechać i zobaczyć, co się da zrobić. Nie pozwolę się skrzywdzić ani
nie wpadnę w jeszcze większe kłopoty niż obecnie. Mogą mnie tam w ogóle nie
wpuścić. Natomiast ty, jak już mówiłam, sam nie byłbyś w stanie nic zrobić, bo
z pewnością by cię tam nie wpuszczono.
- Mógłbym postarać się tam o pracę - powiedział Kim. - Tak jak sugerowałaś.
- Hej, tylko żartowałam - obruszyła się Marsha. - To był jedynie przykład.
- Jestem gotów zrobić to, co trzeba - stwierdził Kim.
- Posłuchaj - poprosiła Marsha - wezmę telefon komórkowy i będę dzwonić do
ciebie co piętnaście, dwadzieścia minut, zgoda? Wtedy nie będziesz musiał się
martwić, a ja na bieżąco będę cię informować, co znalazłam. No, co ty na to?
- To jest coś - odparł Kim bez wielkiego entuzjazmu. Ale im dłużej zastanawiał
się nad tą propozycją, tym bardziej mu się podobała. Pomysł, aby zatrudnić się
do pracy w rzezni, nie był zbyt pociągający. Ale najważniejsze, że Marsha
stanowczo zapewniła go, iż nie ma ryzyka.
- Coś ci powiem - dodała. - Ta wizyta nie potrwa długo, a kiedy wrócę, wypiję
tego drinka, którego mi proponowałeś. To znaczy, jeżeli zaproszenie jest wciąż
aktualne.
- Oczywiście - powiedział Kim. Pokiwał głową, jakby po raz ostatni przebiegał
w myślach plan działania. Potem szybko uścisnął ramię Marshy i wysiadł z
samochodu. Zanim zamknął drzwi, wsunął przez nie głowę. - Lepiej wez mój numer
telefonu.
- Dobry pomysł - przyznała Marsha. Sięgnęła po długopis i kawałek papieru.
Kim podał jej swój numer.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]