- Strona pocz±tkowa
- Dickens Charles Ein Weihnachtslied
- Sands Charlene Święta z gwiazdą…
- Dlaczego_ Dlaczego_ Dlaczego_ 111 zaskakuj_cych pyta_ i odpowiedzi Martin Fritz
- Laurie, Hugh The Gun Seller
- Dee Carney The Price of Pleasure (pdf)
- L Warren Douglas The Veil of Years 3 Isle Beyond Time
- tech note dedicated heartbeat interface
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysić…ca SśÂ‚ośÂ„c
- Warren Murphy Destroyer 095 High Priestess
- Glen Cook Dread Empire 01 The Fire In His Hands
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sportingbet.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie są zbyt silne, ale gdy będziesz próbował wyjąć głowę, by nabrać powietrza,
zabierze ci to tyle czasu, że pożałujesz, iż się tam znalazłeś.
Patrzyłem na wiry to z jednej, to z drugiej strony canoe.
- Wujku, a na jak długo potrafisz wstrzymać oddech?
- Nie wiem, może na minutę? Przyglądał się wirom.
- Jeśli kiedyś znajdziesz się w czymś takim, nie panikuj. One znikają tak szybko,
jak się pojawiają. Pozwól się ponieść, najwyżej wir zostawi cię na dnie, gdzie sam
zniknie, i wtedy wypłyniesz. Tak się z nimi dzieje.
Mój brat Jack i ja... gdy jeszcze byliśmy inni... jezdziliśmy na nich dla zabawy.
Gdy skończyliśmy jeść, wujek poprosił, żebym pokazał mu swoją wędkę.
Podałem mu ją, on odciął mój spławik i haczyk i zastąpił je przynętą w kształcie bąka.
Uśmiechnął się i powiedział:
- W popołudniowym słońcu ryby robią się leniwe, więc musisz je czymś
pobudzić. To - wskazał przynętę - jest za dobre dla nich, na pewno je zainteresuje. Nie
jestem jednak pewien, czy widząc to, robią się głodne, czyje to złości i dlatego atakują z
taką zaciekłością.
Miał rację, złapaliśmy na to coś rybę po trzecim rzucie. Potem pokazał mi kilka
ogromnych pni.
- Widzisz je? Dawno temu, gdy mój tata wycinał drzewa w swojej posiadłości,
wyciął i te, oczyścił z gałęzi i spławił rzeką do Brunswicku, a tam trafiły do tartaku. Cięli
je na deski i rozwozili po całym świecie.
Opowiadał mi także o moście Brooklyńskim, jak powstał z drzew rosnących na
tym bagnie.
- Co to jest most Brooklyński?
- Ach, to most w Nowym Jorku.
Zamoczyłem rękę tuż przy burcie, gdzie wir właśnie się przemieszczał.
- A gdzie płynie ta woda?
- Do Oceanu Atlantyckiego - przełknął ślinę. - Jeśli jesteś silnym mężczyzną, to
możesz powiosłować stąd w każde miejsce na świecie.
- NaprawdÄ™?
- Oczywiście. Może na oceanie potrzebna byłaby większa łódka, ale mając ją,
jedyną trudnością tego zadania pozostaje pokonanie własnych słabości.
- Zrobiłeś to kiedyś? - Co?
- Powiosłowałeś stąd do oceanu? Znowu spojrzał gdzieś w dal.
- Tak... wiele razy.
Znowu płynęliśmy, ale tym razem prąd pchał nas ze sporą prędkością.
Wujek zaczął sterować wiosłem i skierował nas na rozgałęziony pień leżący
częściowo w wodzie. Drewno było mocno nasiąknięte wodą. Wujek przywiązał do niego
linę i rzucił tak, aby pień ciągnął się za łódką. Kłoda zatonęła i ciągnęła się za nami pod
wodÄ….
- Trochę za szybko płyniemy, szybciej, niżbym chciał - powiedział. - Kłoda
spowoduje, że trochę zwolnimy uśmiechnął się. - Tutaj jest dobre łowisko, z którego
szkoda byłoby zrezygnować.
Patrzyłem na wiry, na kłodę, która podążała za nami, i nie czułem się już tak
bezpiecznie jak rano. O trzeciej siedem po południu skręciliśmy, by znalezć tę wielką
zwaloną sosnę, która upadła w poprzek rzeki. Byłaby dobrym mostkiem, gdybyśmy byli
na wędrówce i chcieli przeprawić się przez rzekę. Wujek znów zaczął sterować wiosłem i
powiedział:
- Chciałbym, żebyś położył się płasko na dnie i wyciągnął ręce wzdłuż siebie.
Powiem ci, kiedy będziesz mógł wstać, rozumiesz?
Kiwnąłem głową i położyłem się. Niestety zostawiłem wędkę sterczącą na sztorc.
Wujek przeprawiał nas pod pniem, ale haczyk z przynętą w kształcie bąka zaczepił się o
gałąz i zaczął działać jak kotwica.
Bez namysłu wstałem i sięgnąłem po haczyk.
- Nie, Chase, mam go! - krzyknÄ…Å‚ wujek.
Ale było już za pózno. Mój ciężar sprawił, że łódka straciła równowagę w
miejscu, gdzie nurt był najszybszy, a poziom wody wysoki.
Po sekundzie byliśmy w wodzie, a łódka przewróciła się do góry dnem.
Prąd złapał mnie jak wielka łapa, wir wciągnął pod wodę, zaciągnął aż na dno, jak
zabawkę, a potem nagle puścił i zobaczyłem rdzawy kolor wody, przez którą przebijało
słońce. Sięgnąłem stóp, przekoziołkowałem i zacząłem błyskawicznie zbliżać się do
powierzchni, jak Superman.
Wujek miał rację, to była frajda.
Szybki nurt rzeki ciągnął mnie jednak w dół na powalone drzewa i korzenie.
Wyglądało to jak żeremia, ale naprawdę było jedynie kłębowiskiem nagromadzonych
przez rzekę kłód. Pnie zatrzymały się na wielkim korzeniu cyprysu, który pod wodą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]